sobota, 14 lutego 2015

Kroniki Cienia 2.2



Witam, tak jakoś wyszło, że po tak długim czasie zajrzałam na stronę o której zdążyłam już dawno zapomnieć w natłoku codziennego życia. Nie mówię, że wracam, ale skoro część historii jest już napisana i zalega na komputerze, to równie dobrze mogę puścić ją w świat :)
Ten rozdział jest całkowicie nie poprawiony i pisany … lata temu (jak ten czas leci)… więc z pewnością pojawi się wiele błędów, których nie będę już poprawiać. Jeśli powrócę do tego opowiadania to zajmę się już następnymi rozdziałami, niech te pozostaną takie jakie są… chyba, że komuś bardzo będzie się chciało wytknąć mi błędy.  Pozdrawiam She

Rozdział 2 cz.2


- Kopę lat chłopcy. – rzekła lekko, jej głos był cichy i głęboki, niemal zmysłowy. Kimi stał sparaliżowany wodząc wzrokiem od jednej twarzy do drugiej - nie miał pojęcie co się dzieje. Przed nim stała kobieta w ciemnym płaszczu i z zasłoniętą twarzą, spod kaptura wystawały jej kosmki rudych włosów, a ludzie, którzy jeszcze przed chwilą bawili się w najlepsze wykańczając jego ochroniarzy stali spięci wpatrując się w nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Weszła głębiej do pokoju, śledzona przez uważny wzrok obu napastników, wyminęła odłamki szkła z rozbitej balkonowej szyby i leżące, nieprzytomne cało kobiety. Podeszła do ustawionego na środku pomieszczenia okrągłego stoliczka i usiada na jednym z drewnianych krzeseł przyglądając się ciekawej reakcji mężczyzn. Blondyn pierwszy odzyskał pewność siebie i uśmiechną się niemal serdecznie, w jego szarych tęczówkach odbijał się blask nocnej lampki stojącej przy łóżku. Położył rękę na ramieniu starca i popchną go w stronę stolika, sadzając go przy nim brutalnie. On sam, także zasiadł naprzeciwko dziewczyny z przyklejonym uśmiechem i zimnym spojrzeniem przepełnionym nieukrywaną niechęcią i pogardą.
- Naomi… - spojrzał jej prosto w oczy – …cóż za miłe spotkanie.
- Czyżby? – jej pytanie, wypowiedziane głosem pełnym ironii i rozbawienia zawisło w pomieszczeniu napinając panującą tam atmosferę do granic wytrzymałości. Ostatnie pozory cywilizowanej konwersacji wyginały się niebezpiecznie grożąc brutalnymi konsekwencjami.
- Czego chcesz? – wycedził przez zaciśnięte zęby szarooki nie spuszczając wzroku z jej nienaturalnie rozszerzonych tęczówek. Przez chwilę panowała cisza, ciemność w pokoju zdawała się gęstnieć z każdą sekundą pochłaniając coraz większą powierzchnie pomieszczenia, jednak nikt tego nie zauważał, wszyscy byli zbyt skupieni na nowoprzybyłej osobie, która siedziała spokojnie przy ciemnym, lakierowanym stoliku, a jej postawa, aż raziła pewnością siebie i nonszalancją doprowadzającą blondyna do pasji.   
- To chyba logiczne, czego chcę…- zaczęła powoli -  pytanie brzmi… Kiedy mi to oddacie? – zakończyła przypatrując się rosnącemu rozdrażnieniu jej rozmówcy. Kontem oka dostrzegła niespokojne poruszenie bruneta i wyczuła zniecierpliwienie pozostałej dwójki czekającej na hotelowym korytarzu.
- Kurwa! Co ty sobie wyobrażasz?! – jego zaciśnięta w pięść dłoń uderzyła z impetem w stolik, powodując jego drżenie. - Myślisz, że jak tu przyjdziesz i postraszysz nas tym swoim skurwielem od Strażników, to my się poddamy i wszystko ci ładnie oddamy!– Jego głos stawał się głośniejszy, zdenerwowanie brało nad nim górę i tracił opanowanie.  Naomi nawet się nie poruszyła, ale pod ciemną chustą przysłaniającą jej twarz zagościł złośliwy uśmiech tryumfu.
- Właściwie, nawet nie miałam zamiaru mieszać do tego Yukaru… Układ miał być raczej taki, że wy mi oddacie zwoje bez walki, a ja was wspaniałomyślnie nie zabije. – rzekła lekko. Twarz blondyna wykrzywiła się w gniewie i pociemniałą, a on popełnił największy i ostatni błąd w swoim burzliwym życiu - gwałtownie wstał od stolika przewracając go i rzucając się z wyciągniętą bronią na dziewczynę. Kunai przeleciał jej obok policzka, gdy się uchyliła, szarooki był szybki, ale zbyt zdenerwowany, by panować nad własnym ciałem. Złapała go za nadgarstek ręki, w której trzymał ostrze i pchnęła w przód. Siła ciosu i pęd wyrzuciły go na sąsiednią ścianę, która zamiast zafundować mu bolesne spotkanie z twardą powierzchnią zachowała się jak olbrzymi lep, przytrzymując go nad ziemią. Smolista czerń powoli oplatała jego ciało nie pozwalając się ruszyć.
- Co ty, kur… - głos uwiązł mu w gardle, ciemne macki wlewały się powoli do jego ust zabierając głos i oddech, oczy krzyczały niemym strachem i zdziwieniem, a kończyny wyginały się pod dziwnymi kątami - cicho strzyknęły kości, a potem kark i bezwładne ciało osunęło się na podłogę zatapiając w morderczej mgle. Kimi stał przerażony i sparaliżowany wpatrując się w trupa z szeroko otwartymi oczami. Ona odwróciła się i spojrzała na zastygłego bruneta, który zbyt pochłonięty krótką rozmową Naomi ze swoim towarzyszem, nie zauważył jak lepka ciemność oplotła się wokół niego unieruchamiając go. Delikatnie poruszyła ręką w jego stronę i cień pochłoną go do reszty zamykając w klace i zabijając, patrzyła w powoli znikające i rozszerzające się w przerażeniu oczy bruneta. Starzec nie wytrzymał i rzucił trzymane przez siebie zwoje na podłogę przed dziewczyną, poczym ruszył ku drzwiom. Ona pozbierała powoli cenny towar i rozłożyła go na jednym z łóżek przygotowując się do skopiowania. Każdy jej ruch był delikatny i ostrożny jakby bała się, że może je zniszczyć. Całkowicie skupiona na zwojach, nawet nie zwracała uwagi na zagubionego starca. Kimi dopadł hotelowych drzwi, ale zaraz cofną się przerażony, gdy jego ręka dotknęła chłodnej i oślizgłej substancji, która zatrzymała się przez chwilę na jego ręce, poczym znów wróciła do oplatana drzwi i klamki.
- Nie uciekniesz. Pokój jest teraz szczelnie zamknięty. – powiedziała nie przerywając swojej pracy. Mężczyzna odwrócił się powoli i rozejrzał po pomieszczeniu, nie odnajdując żadnej drogi ucieczki zrezygnowany spojrzał na dziewczynę i zaryzykował:
- Proszę, wypuść mnie…  oddałem ci przecież zwoje… nie jestem ci potrzebny.
Jej ręce poruszały się szybko kreśląc równe, pieczętujące znaki na czystych kartach. Nie zwracała na niego uwagi, gdy skończyła pisać złożyła ręce w pieczęci i zaczęła kopiować. Wszystko trwało sekundy. Kimi patrzył na to z rosnącym zdziwieniem i fascynacją.
- Jak…jak ci się udało skopiować je bez rozpieczętowania… to jest nie możliwe! – Spojrzała na niego przelotnie chowając narzędzia do kabuty. Oryginalne zwoje pozostawiła rozrzucone tam gdzie były, po czym podeszła do Kimiego. Ten cofną się odruchowo w stronę ściany, ale gdy poczuł lodowaty chłód za sobą staną w miejscu.
- Spokojnie, nie zamierzam cię zabić. – zaczęła spokojnym, niemal kojącym głosem. – Teraz posłuchaj. Najprawdopodobniej za chwile przyjdzie tu paru ludzi, którzy będą chcieli dowiedzieć się co zaszło. Opowiesz im wszystko. – przerwała czekając na jego reakcje, ten tylko kiwną głową zbyt wystraszony, by cokolwiek powiedzieć. Podjęła po chwili. - Będzie z nimi mężczyzna o brązowych włosach i czerwonych oczach. Człowiek nie do przeoczenia, chcę żebyś dokładnie przekazał mu moje słowa…

Kimi siedział na łóżku pogrążony w swoich myślach, niewidzący wzrok utkwił gdzieś w pustce przez sobą. Przez pękniętą balkonową szybę do pomieszczenia wdzierał się chłodny wiatr i poruszał długimi zasłonami, które tańczyły w takt nieznanej melodii. Cienie w pokoju wróciły na swoje dawne miejsca i nic, prócz dwóch powykrzywianych w nienaturalnych pozach ciał, nie świadczyło o tym, co wydarzyło się w tych bladych hotelowych murach. Frontowe drzwi pokoju były otwarte na oścież i szeroka smuga światła wpadała do środka rozwidlając mrok. Mocna, żółta korytarzowa żarówka falowała delikatnie jakby poruszana niewidzialnym wiatrem. Ze swego miejsca, Kimi widział przeciwległą ścianę korytarza w kolorze zgniłej zieleni, przyozdobioną teraz długimi smugami szkarłatnej czerwieni. Minęło już dobrych parę chwil od kąt dziewczyna opuściła pokój głównymi drzwiami i udała się w tylko sobie znanym kierunku. Mężczyzna myślał nad tym co wydarzyło się dzisiejszej nocy i nad słowami rudowłosej, które wciąż szumiały mu w głowie donośnym echem.

Kilka godzin później, gdy noc powoli ustępowała miejsca powstającemu, przy akompaniamencie ptasiego śpiewu, słońcu, mały hotelowy pokoik w centrum miasta znów tętnił życiem. Grupy techników i śledczych pracujących dla Strażników uwijało się, aby zdobyć jak najwięcej informacji o tym co się tu wydarzyło. Na środku pomieszczenia, w miejscu gdzie stał mały lakierowany stoliczek, przystanęło teraz dwóch mężczyzn. Jeden z nich, ciemny blondyn o wąskich czarnych oczach, które zdawały się być wiecznie zamknięte jakby ich właściciel cały czas przebywał gdzieś na granicy jawy i snu, stał spokojnie, opanowany z kamienną obojętnością na twarzy, mocno zaciągał się własnoręcznie wykonanym skrętem. Ostry tytoniowy zapach rozchodził się po pomieszczeniu i drażnił nozdrza towarzyszącego mu szatyna o smutnych krwistoczerwonych oczach. Pierwszy odezwał się czarnooki, pociągając zakatarzonym nosem.
- No i kto by się kurwa spodziewał, że mała urządzi tu taką  rzeź z powodu jakichś paru zwoi… - jego głos był zachrypnięty i niski, zabarwiony nutką rozbawienia. Jego towarzysz nie odezwał się, omiótł zbolałym wzrokiem pomieszczenie i podniósł jeden z leżących na łóżku dokumentów przyglądając się nienaruszonym pieczęcią. – ale trzeba przyznać, że nieźle się uwinęła. Żeby wykończyć najlepszych ludzi Riju i to tuż pod jego nosem – ciągną blondyn – w sumie to nieźle nam się przysłużyła… nie mieliśmy pojęcia, że ten sukinsyn znowu robi nam pod dupę. – Znów zaciągną się papierosem zerkając za swojego kompana spod przymrużonych powiek. Ten zdawał się nie reagować na słowa blondyna, jakby znajdował się w zupełnie innym świecie. Czarnooki zaczął po chwili:
- W sumie to ciekawe… przecież Shino – kiwną lekko głową  w stronę wykrzywionej w bolesnym grymasie twarzy, leżącego na ziemi blondyna – i Naomi pracowali razem jeszcze przed tym jak sprowadziłeś ją na lepszą drogę… - ostatnie słowa wypowiedział z delikatną nutką ironii, wyczuwalną tylko dla kogoś, kto go dobrze znał – a tu popatrz co się porobiło…aż strach się bać, skoro tak traktuje swoich byłych kompanów. – Znów mocno zaciągną się papierosem. Szatyn poruszył się nieznacznie i odłożył trzymany w ręku zwój na miejsce po czym odwrócił się do swojego towarzysza.
- To, że ze sobą pracowali nie znaczy, że się lubili… - zaczął powoli, jego głos był przyjemny, ale wyprany z wszelkich emocji. – na pewno miała dobry powód żeby ich wykończyć – dodał bez przekonania.
- Kurwa, stary ty sobie naprawdę jej nie odpuścisz?! – blondyn zgasił papierosa pod stopą i przeniósł ciężar ciała na drugą nogę. – Przecież suka rzuciła cię na zbity pysk po tym co dla niej zrobiłeś, a w ostatnim tygodniu zaatakowała nawet paru naszych. – twarz blondyna, choć nadal opanowana, powoli poddawała się targającym nim emocjom.  - Przecież Lio siedzi w szpitalu tylko dlatego, że skubana podeszła do niego jakby nigdy nic i poprosiła o ogień, a następne co pamięta to jak leżał z połamanymi gnatami we własnej krwi. Stary, wiesz, że mała była dla mnie jak siostra, ale albo coś jej się poprzestawiało w tym małym łebku albo wcale jej nie znaliśmy i daliśmy się wykorzystać jak stare dupy. – zakończył wyciągając z kieszeni bibułkę i skręcając w roztargnieniu kolejnego papierosa.
- Ja ją znam Rino. – wycedził przez zęby szatyn. – To…to wszystko… - głos zaczął mu się łamać.
- Kurwa, stary…daj se spokój, bo już mnie naprawdę wkurwiasz… - Szatyn nie zdążył odpowiedzieć, bo do pokoju weszła wysoka dziewczyna o kruczoczarnych włosach i tak samo ciemnych oczach osłoniętych gęstymi rzęsami.
- Yukaru… - odezwała się melodyjnym głosem opierając się swobodnie o framugę. – Ten świadek, Kimi. Chce z tobą rozmawiać. Podobno ma jakąś wiadomość od Naomi. – Czerwonooki zastygł na chwilę z nadzieja w oczach, po czym ruszył ku wyjściu, za nim poszedł blondyn wymieniając z dziewczyną przeciągłe spojrzenie. Wyminęli krzątających się ludzi i dwa pozbawione paru kończyn ciała udając się do pobliskiego pokoju gdzie przesłuchiwano świadka.  W pomieszczeniu było jeszcze dwóch ludzi i Kimi, który siedział zamyślony na kanapie. Podniósł wzrok, gdy mężczyźni weszli do pomieszczenia i zatrzymał go na szatynie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Cóż, jesteś taki jak mówiła… - uśmiechną się do siebie w trochę dziwny sposób sugerujący człowieka nie do końca sprawnego na umyśle. – człowiek nie do przeoczenia.
Szatyn zignorował jego uwagę i zapytał wprost.
- Co takiego masz mi do przekazania? – Kimi zamyślał się prze chwilę i zaczął.
- Kazała mi przekazać… że wcale jej nie znasz i jeśli spróbujesz jej szukać to skończysz jak tamta dwójka…

Biegła szybko po oświetlonych neonami dachach, chcąc jak najszybciej oddalić się od potężnego budynku hotelu, w którym pozostawiła za sobą tak widoczną wizytówkę. Nim do końca wstanie świt ruszą już za nią w pościg. „Nie ma to jak odchodzić z hukiem” – pomyślała z goryczą i przyśpieszyła. Zmęczenie i ból powoli zaczęły do niej powracać grożąc tępym mrowieniem w całym ciele. Dotarła do swojej dzielnicy i przystanęła na pustej teraz ulicy. Przed drzwiami do jej kamienicy stała jakaś postać okryta szczelnym płaszczem. Przyglądała się jej chwile z odległości po czym podeszła sprężystym krokiem szturchając mężczyznę lekko w ramię. Ten poruszył się niespokojnie i odetchną z ulgą, gdy ją zobaczył.
- Kurcze, ale mnie przestraszyłaś… - zaczął. – Przysyła mnie Kimura. – Kiwnęła głową by kontynuował.
- Dziewczyna dotarła do ciebie praktycznie od razu po wyjściu z baru. Po drodze zamieniła kilka zdań z jakimś typkiem, ale nie wiem kim był.
- Dzięki Ichigo. – powiedziała cicho – wracaj już i podziękuj ode mnie Kimurze. – Chłopak tylko skiną jej głową na pożegnanie i ruszył szybkim krokiem w stronę centrum. Na odchodnym rzucił jeszcze przez ramię:
- Pozdrów Yukaru…
- Jasne. – odpowiedziała pod nosem i weszła do budynku.
Jej wyostrzone zmysły już na schodach poczuły delikatny zapach słodkich perfum dziewczyny, a w miarę zbliżania się do drzwi stawał się on coraz bardziej intensywny. Była zmęczona, jej ruchy stawały się coraz bardziej mechaniczne i powolne. Weszła do pomieszczenia. Od razu uderzyła ją ciemność jaka tu panowała i zaduch, choć mogłaby przysiądź, że zostawiła otwarte okno. I wtedy to poczuła, strach sparaliżował ją całkowicie i zamarła w bezruchu. Jak mogła wcześniej tego nie wyczuć? Oprócz mdłego zapachu perfum w powietrzu unosił się jeszcze inny aromat o wiele bardziej subtelny – zapach krwi. Jej oczy już coraz słabiej widziały w ciemności i jedyne co dostrzegała to niewyraźne kontury mebli i leżącej na jej łóżku postaci, wokół której powoli stygła ciemna, lepka plama.  Nadal stała przy drzwiach, ale wiedziała, że nie ma już żadnych szans na ucieczkę. Powoli uniosła rękę do przełącznika i zapaliła światło. Na parapecie okna siedział mężczyzna i głaskał siedzącego obok kota, który ocierał się z zadowoleniem o jego udo. Nawet na nią nie spojrzał, zdawał się całkowicie pochłonięty wykonywaną przez siebie czynnością. Wykończone ciało Naomi odmawiało jej posłuszeństwa i z głośnym westchnieniem oparła się o drzwi. Wszystkimi zmysłami czuła teraz mocną czakrę mężczyzny, którą przecież tak dobrze znała. Ten odwrócił się do niej powoli ukazując swoją twarz skrytą pod pomarańczową maską z nieodzownym Sharinganem w pojedynczym otworze.  
 

piątek, 11 maja 2012

Kroniki Cienia 2.1

Witam, z racji tego, że raczej mało kto czyta to opowiadanie na razie je zawieszam. Wstawię może jeszcze rozdział lub dwa, a potem poczekam na wasz odzew. Jeżeli znajdzie się ktoś kto zechce to czytać to chętnie będę pisać dalej, a jeśli nie to dam sobie spokój... Pozdrawiam She.

Rozdział 2 cz. 1


Na dworze zrobiło się chłodniej, a wiatr poruszał okolicznymi drzewami pozbawiając je pojedynczych liści. Ulica z tej strony kasyna niebyła już tak obskurna i zaśmiecona jak wąski zaułek, którym tu dotarła. Odczuwało się zbliżającą atmosferę luksusu i elegancji przelewającą się z sąsiednich ulic prowadzących do głównego placu, a dalej do dzielnic bogaczy z wystawnymi willami i hotelami. Robiło się tłoczno. Ludzie krążyli pomiędzy budynkami we wszystkich kierunkach, czuć było zbiorową wesołość i podniecenie wywołane obchodami ostatnich dni lata. Widziała grupki młodych ludzi i zakochane pary zwarte w intymnych uściskach. Otaczał ją gwar i ścisk - wszystko żyło i płynęło w morzu świateł i kolorów. Mijała to z lekkim rozbawieniem wodząc po twarzach bezimiennego tłumu, pozwoliła, by bezkształtna ludka masa niosła ją wraz z sobą. Lecz mimo pozornego spokoju gdzieś wgłębi rodziła się w niej tęsknota… za życiem które dawno utraciła. Otrząsnęła się z nieprzyjemnych myśli i przyspieszyła kroku. Barwy i zapachy jakie przesączały się wokół niej bombardowały jej zmysły i pobudzały ją. Poruszała się instynktownie, kluczyła miedzy rozbawionymi ludźmi wymijając ich zręcznie. Była jak cień – nieuchwytna i całkowicie zespolona z tłumem. Skręciła w ślepą uliczkę kilka przecznic od głównego placu. Był to jeden z ostatnich spowitych mrokiem zaułków w tej części miasta. Zanurzyła się w ciemność, zarzuciła na głowę kaptur, naprężyła mięśnie jak kocica i jednym susem wskoczyła na pobliski dach. Przystanęła na chwilę napawając się przepiękną panoramą miasta i przestrzenią. Widziała teraz ciągnące się aż po horyzont ulice i dachy spowite w kolorowej łunie. Wiatr był silniejszy tu na górze i zręcznie bawił się połami jej płaszcza. Na bladej twarzy zagościł szeroki uśmiech, przymknęła oczy i pozwoliła, by noc porwała ją do swego tańca, wyostrzyła zmysły. Tysiące głosów, zapachów i odczuć zlewały się w jedno pochłaniając ją. Kochała to… szept wiatru we włosach i tłumiony krzyk tłumu w dole. Mieszające się odczucia i dźwięki przynosiły sugestie kolorów i obrazów, stawała się jednością ze wszystkim, a jej duch krążył daleko niesiony jesiennym wiatrem. Pogrążona w swoistym transie była szczęśliwa, przez moment… Potem wszystko znikło, nie było już wiatru ani przyjemnego chłodu, zapach i gwar tłumu zelżał ustępując ciszy i pustce. Oblała ją fala gorąca, otoczyła ciemność powodując wzrastający niepokój i strach.
 Szuka… szeptał wiatr… Zrani… poczuła mdłości… Uciekać… przeszyła ją fala bólu. Poparzona ręka pulsowała i piekła jakby ktoś znów postawił ją nad ogniem. Pociemniało jej przed oczami, czuła rozpalający żar, który ogarniał cele jej ciało. Płomienie otaczały ją gęsto coraz bardziej zacieśniając krąg wokół niej. Usłyszała śmiech… złowieszczy, złośliwy i przeszywający wszystko. Oblał ja zimny pot, ból promieniował i przeniósł się teraz na plecy i ramiona wyciskając łzy z jej oczy. Stała sparaliżowana strachem i bezsilnością, szumiało jej w głowie, a płomienie niemal jej dosięgały grożąc swym gorącem i blaskiem. Nie miała już siły, zgięła się w pół, a z jej gardła wydobył się spazmatyczny krzyk wydarty resztkami sił.
Cisza… wszystko zniknęło. Klęczała na dachu oparta rękami o podłoże i oddychała ciężko, a pot spływał po jej twarzy, czuła potworne zmęczenie i ból. Nie dostrzegała już nawet delikatnego wiatru, który muskał ją pocieszająco i przynosił ochłodę. Wyprostowała się i zarzuciła głowę do tyłu mocno zaciągając się nocnym powietrzem. Umysł powoli się uspokajał i pozwalał jasno myśleć. Wizje - znów do niej przyszły. Trzeci raz tej samej nocy! Czuła straszliwy ścisk w żołądku powodowany ogarniającym ją strachem. Zadrżała. Rzadko jej odczucia były aż tak silne i złowieszcze, wyparły nawet jej ukochany wiatr, z którym zawsze czuła się bezpiecznie. Ból jaki odczuła był zbyt rzeczywisty jak na zwykłą wizje, popatrzyła na poparzoną rękę – wyglądała zwyczajnie, jakby nic się nie wydarzyło, tylko to dokuczliwe pulsowanie na całym ciele nie dawało zapomnieć. Szybko otrząsnęła się z szoku jaki ją ogarniał, nie było czasu do stracenia. Sięgnęła do pasa i wzięła z niego mała fiolkę z ciemnego szkła. Ostrożnie wyciągnęła korek, a z wnętrza wydobył się mocny ziołowy zapach. Skrzywiła się trochę i z zamkniętymi oczami wypiła wszystko jednym łykiem. Napój mocno drażnił jej podniebienie i przełyk, powodując kolejną fale bólu, buteleczka wypadła jej z ręki i potoczyła się w stronę krawędzi dachu. Ona nawet tego nie zauważyła, kuliła się na klęczkach próbując powstrzymać cisnący się jej na wargi krzyk. Dla kogoś stojącego z boku czas jaki potrzebowała mikstura, by zadziałać, był zaledwie chwilą, dla niej wydłużył się on nieznośnie pogrążając w bolesnych konwulsjach. Przez chwile nie było nic, ucichły wszystkie głosy, zniknęły zapachy i kolory… ból ustał. Zaraz potem jej wszystkie zmysły zostały pochłonięte przez otaczający ją świat, dostarczając jej miliona bodźców i doprowadzając do zawrotów głowy. Oddychała głęboko starając się dostroić do panującego wokół gwaru, próbowała nie słyszeć przeplatających się w dole rozmów i głosów słyszalny jakby stała tuż obok, czuła na swoim ciele każde uderzenie wiatru. Jej zmysły topiły się w nieprzebranej masie zapachów i dźwięków. Przyzwyczajała się powoli, oddech stawał się równy lecz wolniejszy – ból znikną, przynajmniej na kilka godzin. Wstała z klęczek i otrzepała kolana z drobin kurzu jakie pozostały na czarnych spodniach, wyprostowała się i przeciągnęła rozprostowując kości. Zaciągnęła się mocno pozwalając, by płuca wypełniły się chłodnym powietrzem i otworzyła oczy – jaj źrenice stały się pionowe jak u gada, rozszerzyły się do granic tęczówek pozwalając lepiej widzieć w gęstej ciemności. Jej twarz nie wyrażała niczego, dzięki miksturze myśli stały się czyste i proste – skupione na zadaniu.
- Muszę się śpieszyć… - wyszeptała. Założyła na szyję ciemną chustkę, którą przysłoniła twarz, poprawiła kaptur i ruszyła biegiem w stronę masywnego budynku wznoszącego się ponad dachami.

Miasto, było urządzone na zasadzie kast – w samym centrum rozpościerał się ogromny plac z rynkiem, przy którym znajdowały się wszystkie ośrodki rozrywki jakie tylko wymarzyli sobie  mieszkańcy - całodobowe bary, kluby i restauracje pokrywały cały teren wabiąc zapachami i głośną muzyką. Na północ od placu znajdowały się domy bogaczy ciągnące się długimi alejami wśród kwitnących drzew. Na południe rozciągała się dzielnica handlowa, będąca jednym z największych takich ośrodków w tej części świata. Wschód i Zachód zajmowały hotele dla gości odwiedzających miasto oraz domy dla mieszkańców, którym zabrakło kroku do bogactwa. Cały ten piękny i elegancki środek otoczony był przez domy i bloki mieszczańskie ze szkołami, sklepami i szpitalami, a zaraz obok pasożytnicze slumsy z biedotą i śmiercią, o których wszyscy woleliby zapomnieć. Miasto leżało w górach w rozległej kotlinie otoczonej przez wysokie urwiska. Prowadziło do niego tylko kilka traktów szczelnie pilnowanych przez ninja z tutejszej akademii. Ludzie pochodzący stąd mieli skórę jasną i mocną, trudny charakter oraz upór wyrobiony przez ciężki klimat. Jednak przechadzając się głównymi ulicami podróżowało się w otoczeniu wszelkich narodowości i języków jakie znał ten świat - jedni byli tu tylko przejazdem, inni na stałe… nikt tak naprawdę już nie pamiętam jak to się wszystko zaczęło i kto założył to miasto. Ceniło sobie ono swoją prywatność i odosobnienie, które dawało swobodę - było potężne, piękne i zepsute po same fundamenty. W świecie znane jako miasto Smoka, nazwane tak na podstawie lokalnej legendy; wśród mieszkańców i stałych bywalców krążyła czasem inna nazwa– miasto Cieni, lecz jest ono  bardziej ideą niż faktycznym, fizycznym miejscem. Daje schronienie wszystkim tym, którzy przyzwyczaili się żyć w mroku bezprawia i szemranych interesów. Jest nieuchwytne i wolne jak ludzie, którzy je tworzą. Nic nie jest w stanie mu zagrozić, ani uwięzić. Bo czy można złapać coś nieuchwytnego? Czy można zniszczyć coś co nie ma swego początku ani końca? Miasto Cieni czuje się bezpiecznie i dobrze w cieniu Gór Skalistych, gdzie rośnie w siłę i obrasta tłuszczem.

Dotarła do dzielnicy hotelowej, gdzie budynki stały ciasno, a każdy z nich piął się wysoko w górę, jakby chciał dotknąć nieba. Przemykając przez ulice dachów, minęła ekskluzywny budynek z jasnym neonem „Shoushi”, nie zaszczycając go nawet spojrzeniem. Wiedziała już, że informacje jakie przekazała jej blondynka były błędne i z pewnością czekałaby ja tam tylko pułapka. „Później się tym zajmę…” pomyślała i przyspieszyła. Zatrzymała się przy mniejszym i niepozornym hoteliku ustawionym dalej od centrum. Lekko wskoczyła na jeden z  balkonów, przystanęła i wsłuchała się w głosy dobiegające zza ściany sąsiadującego pomieszczenia. Starała się wychwycić strzępy rozmowy i rozróżnić znajdujące się tam osoby. Oddech miała płytki, prawie niedosłyszalny, była całkowicie pogrążona w ciemności. Wedle informacji jakie dostarczył jej Kimura w środku znajdowało się dwóch ochroniarzy i Kimi Yoshima, którego szukała – przynajmniej tutaj Anna się nie pomyliła. Lecz ważniejsze było to, że nie tylko ona polowała na towary jakie przewoził ze sobą ten człowiek. Było jeszcze co najmniej dwóch innych zainteresowanych i fakt, że przybyła tu pierwsza wcale nie wróżył nic dobrego. Oficjalnie w mieście nie wolno było napadać żadnych interesantów - było to prawo przestrzegane i ogólnie przyjęte przez lokalny półświatek, jednak to wcale nie znaczyło, że nie istniał on tu wcale. Monopol na tego typu akcje miała pewna grupa nazywająca siebie Strażnikami, która trzymała władzę w mieście od pokoleń. Dla przeciętnego złodzieja czy oszusta było tylko kilka możliwych sposobów, by zaatakować ofiarę tak, aby im się nie narazić: pierwsza – zapewnić sobie bezpieczeństwo przez wpłacanie dużych sum pieniędzy, które pozwalały działać przez jakiś czas. Z czasem  jednak stawki rosły i zarobione pieniądze ledwo wystarczały na ich pokrycie; druga, to praca na własną rękę, ale taka też nie przynosiła oczekiwanych zysków, ponieważ informatorzy rzadko chcieli współpracować, a jeśli już to za horrendalne sumy. Zresztą była to robota w stresie i zawsze kończyła się tak samo – niemiłym spotkaniem ze Strażnikami, którzy bardzo nie lubią, kiedy ktoś działa za ich plecami. Kolejnym sposobem na bezpieczeństwo i pewnie najlepszym, były znajomości. Jeżeli znało się kogoś ze Strażników, szczególnie na jakimś wysokim stanowisku, to można było jakoś przeżyć i nawet nieźle zarobić. Do niedawna ona znajdowała się w tej ostatniej grupie. Przez dwa lata była dziewczyną jednego z najwyżej postawionych Strażników i mogła robić wszystko na co jej tylko przyszła ochota. Niestety sprawy się trochę skomplikowały i obecnie spadła na opłakaną pozycje, gdzie musi sobie radzić na własną rękę. Paradoksalnie, mimo iż Miasto Cieni było pełne przestępców i złodziei było jednym z najbezpieczniejszych. Każdy, kto tutaj przyjeżdża, może za odpowiednią sumę wykupić sobie całkowite bezpieczeństwo i spać spokojnie pod czujnym okiem Strażników. Tym z czego tak naprawdę żyje to miasto jest handel – przestępcy z całego świata ściągają tutaj, aby się schronić i bezpiecznie sprzedać poszukiwane i nielegalne towary.

 Martwiła się. Za dużo rzeczy zwaliło się na raz - zarwała z Yukaru i musiała wstrzymać się z akcjami do póki on trochę nie ochłonie. Wiedziała, że ktoś ją ściga – ktoś groźny, a do tego zwoje, które tropiła od kilku miesięcy są teraz w tym mieście i tylko czekają, aż ktoś zwinie je jej sprzed nosa. „ Boże, ile bym dała za papierosa…” myślała z goryczą słuchając odgłosów głośnej kłótni z pokoju. Dochodziła już pierwsza, a nic z zachowania mieszkańców hotelu nie sugerowało, że prędko udadzą się na spoczynek. Oparła  się plecami o zewnętrzną ścianę hotelu i usiadła na barierce, gdzie mogła pozostać niewidoczna – czekała. Ku jej zaskoczeniu nie trwało to długo jak przypuszczała - najpierw zgasł telewizor, a potem światło. Teraz, w pokoju, ciemność mąciła jedynie mała lampka stojąca na nocnym stoliku. Uśmiechnęła się do siebie pod chustą i odczekała jeszcze chwilę, aż jeden z ochroniarzy uśnie, drugi z pewnością stoi na straży, ale to i tak jej nie przeszkodzi. Ostrożnie zsunęła się z barierki i podeszła do szyby, aby zobaczyć co dzieje się w środku. Pomieszczenie było niewielkie – jeden  trzyosobowy pokój spowity teraz w delikatnym świetle. Dwie osoby leżały na łóżkach i z pewnością już spały. Na pierwszym, najbliżej okna, znajdował się mężczyzna w średnim wieku - był skulony i kurczowo przytulał do siebie jakiś pakunek. Na kolejnym, pogrążona w płytkim i czujnym śnie shinobi, na wpół siedziała młoda kobieta, najwyżej dwudziestokilkuletnia o jasnej cerze i blond włosach. Obok na kanapie siedział czarnowłosy mężczyzna niewiele od niej starszy - czytał książkę. Balkonowe drzwi były zamknięte, tylko jedno z okien zostało lekko uchylone by wpuścić do środka rześkie powietrze. Przyczaiła się w chłodnym mroku nocy i nasłuchiwała. Wyczuła czyjąś obecność - czterech ninja podążało już korytarzem na piętrze, nawet nie starali się ukryć.
 „ W końcu…” przebiegło jej przez myśl, po czym szybko odsunęła się od okna ku barierce balkonu, by pozostać niewidoczna w ciemności. Dwóch z nich zostało na schodach kilka metrów od drzwi, pozostali podeszli do nich spokojnym i niespiesznym krokiem. Rozległo się pukanie - ciężkie i szybkie, spadło jak lawina na drewniane deski powodując ich drżenie. Kobieta śpiąca na łóżku ocknęła się i natychmiast znalazła się na brzegu łóżka patrząc porozumiewawczo na swojego towarzysza. On zamkną książkę, odłożył ją na nocny stolik po czym wstał i skinąwszy dziewczynie głową podszedł do drzwi. Cicho strzykną przekręcany zamek i jasna smuga światła z korytarza wdarła się do ciemnego pokoju. Po drugiej stronie było dwóch mężczyzn, jeden – wysoki brunet o atletycznej sylwetce stał lekko z tyłu budząc grozę obojętnym wzrokiem; drugi, nieco niższy o jasnych włosach i przyjemnej twarzy, na której widniał serdeczny uśmiech budzący sympatie, opierał się lekko o framugę. Ochroniarz stał tyłem do balkonu, więc nie mogła zobaczyć wyrazu jego twarzy ani dokładnie usłyszeć krótkiej wymiany zdań między mężczyznami, ale bez przeszkód dostrzegła gwałtowną reakcje czarnowłosego i  poszerzający się, złośliwy już teraz, uśmiech blondyna. Ninja z konohy odskoczył gwałtownie od drzwi i wyciągną zza pasa broń. Nie zdołała zobaczyć jaką dokładnie, ale była wystarczająco duża by skutecznie zablokować potężny miecz bruneta, który spadł na niego chwile później. Kimi, który spał do tej pory zerwał się gwałtownie i rozejrzał po pokoju, stała przy nim dziewczyna z kataną w ręku czujnie wpatrując się w wchodzącego powoli do pokoju blondyna. Ten nonszalanckim krokiem przekroczył próg zamykając za sobą drzwi i zbliżył się do niej z nie schodzącym mu z twarzy uśmiechem. Czarnowłosy radził sobie nieźle, ale niestety niewystarczająco. Napastnik był od niego o wiele silniejszy i szybszy co zmuszało go do ciągłej defensywy, na którą w krótkim czasie zabrakło mu siły. Blondynka atakowała – natarczywie i z niecierpliwością pomieszaną z rosnącym strachem, co zabierało jej jasność myślenia i skuteczność. Czarnowłosy spróbował zaatakować i ciąć ostrzem od dołu, jednak brunet bez problemu go zablokował przedramieniem z metalowym ochraniaczem, po czym kopną w twarz. Ten poleciał parę metrów w tył rozbijając balkonową szybę i lądując u stóp Naomi. Blondynka zamarła z na wpół uniesioną bronią i ruszyła na pomoc swojemu towarzyszowi – jak nierozsądnie. Zanim zdążyła do niego dobiec leżała na podłodze powalona ciosem w kark. Kimi zorientowawszy się w sytuacji mocniej ścisną trzymane prze siebie zwoje i rzucił się ku drzwiom, jednak drogę zagrodził mu blondyn, znów nonszalancko opierając się o framugę. Przyczajona na zewnątrz widziała bladą twarz starca wykrzywiającą się w coraz większym przerażeniu. Na to czekała… skupiła w sobie całą siłę i zawiązała pieczęci. Ciemność w pokoju zafalowała niepostrzeżenie, zgęstniała pokrywając ściany nieprzeniknioną barierą absolutnej czerni. Były to zmiany tak osobliwe i powolnie, że żadna z przebywających w pomieszczeniu osób nie zdołała tego zauważyć. Wtedy wkroczyła. Cicho i lekko jak kot wynurzyła się z panującej na zewnątrz nocy i z przelotnym uśmiechem w zielonych oczach weszła w nikłe światło lampy. Brunet zauważył ją pierwszy, przez jego twarz w ułamku sekundy przetoczyły się wszystkie emocje po czym znów powróciła kamienna obojętność, lecz oczy migotały nieukrywaną niechęcią i nienawiścią. Odwrócił się do niej trzymając rękę na spoczywającym mu na plecach mieczu. Blondyn pochłonięty stojącym przed nim człowiekiem zadrżał nieznacznie, gdy się odezwała, a złośliwy uśmiech ustąpił niememu zaskoczeniu.
- Kopę lat chłopcy…

czwartek, 29 marca 2012

Kroniki Cienia 1.2

Notka trochę później niż przewidywałam, ale w tym tygodniu miałam jeden wielki zapierdziel, więc nie dałam rady wcześniej... Na razie nie wiele się jeszcze dzieje, ale obiecuje, że w następnej notce będzie lepiej.

Rozdział 1 cz.2

Było już wpół do dwunastej, gdy dotarła do swojego celu, nad drzwiami baru wisiał zardzewiały i przygasający neon z napisem : „ Kimura”. Całość wyglądała raczej nie zachęcająco, a bar prosperował chyba jeszcze tylko dzięki stałym klientom i zdesperowanym pijakom. Weszła do środka. Od razu uderzyła ją fala gorąca i zapach alkoholu sączący się między ciasnymi stolikami pełnymi ludzi. Zdjęła z głowy kaptur i zaczęła się przeciskać poprzez panujący tu chaos w stronę baru. Wymieniła znaczące spojrzenie z chudym mężczyzną stojącym po jego drugiej stronie i minąwszy go, weszła na zaplecze. Tam gwar rozmów i zaduch zelżał nieco ułatwiając oddychanie. Ruszyła wąskim korytarzem ku blaszanym drzwiom na jego końcu, minęła przy tym zatłoczoną kuchnie wypełnioną aromatem mieszających się przypraw i dań. Wszędzie krzątali się kelnerzy i kucharze przygotowując i serwując dania trochę zbyt wyszukane, jak na popadający w ruinę bar. Nikt nie zwracał na nią uwagi, ludzie pogrążeni w swojej pracy mijali ja z milczeniem i podążali w tylko sobie znanym kierunku. Otworzyła drzwi, a jej oczom ukazał się zupełnie inny świat. Pomieszczenie było obszerne i elegancko urządzone, zapach taniego tytoniu i wódki wyparły drogie alkohole i perfumy, zamiast starych i podartych ubrań widziała piękne suknie i szykowne garnitury wędrujące pomiędzy stołami do ruletki i pokera. W dalszym koncie sali, odgrodzone zwiewnymi parawanami, stały stoliki nakryte drogą zastawą, gdzie serwowano najlepsze potrawy z różnych części świata. Uśmiechnęła się do siebie na ten widok i ruszyła do jednego z nich. W miejscu, do którego zmierzała siedziało dwóch mężczyzn – jeden w średnim wieku, drugi młodszy wyglądający najwyżej na piętnaście lat. Starszy ubrany w czarny dopasowany garnitur wstał, gdy podeszła do stolika, jego szczupłą twarz ozdobił szeroki uśmiech, który odwzajemniła.
– Miło cię znów widzieć Naomi – powiedział, ściskając ją serdecznie. – Byłem prawie pewien, że już opuściłaś miasto. Napijesz się czegoś? – Usiadł, wskazując jej miejsce obok siebie i gładząc się przy tym po gęstej, siwiejącej już brodzie.
– Pracowałam – odpowiedziała krótko i opadła na miękki fotel w kolorze ciemnej wiśni idealnie komponujący się z wystrojem wnętrza. – Poproszę to, co zwykle – dodała i spojrzała pytająco na szatyna siedzącego przy stoliku. Mężczyzna pochwycił jej spojrzenie.
– Ahh… To jest Shojio… – Wskazał na chłopaka. – To syn jednego z moich przyjaciół, pokazuje mu miasto. Wiesz, ma się czegoś przy mnie nauczyć. – Zaśmiał się brodacz i skinął na kelnera. Szatyn speszył się nieco, a na jego twarzy zagościło niewinne zakłopotanie. „Za kilka lat będzie takim samym draniem, jak reszta okupującego sale towarzystwa”, pomyślała Naomi i powiedziała:
– To miło z twojej strony Kimura, ale mam interes. – Kelner przyniósł jej kieliszek wypełniony kolorowym i kosztownym płynem, który zamawiała zawsze, gdy to nie ona miała płacić rachunek. Brodacz nachmurzył się lekko, ale po chwili znów poweselał i rzekł:
– Oh… Naomi, nie ma się czym przejmować, przy nim możesz mówić wszystko. Biorę za niego pełną odpowiedzialność. – Rudowłosa uśmiechnęła się przelotnie i wzięła łyk alkoholu, który przyjemnie rozgrzewał jej przełyk i pobudzał kubeczki smakowe. Czuła na sobie nieśmiały wzrok chłopaka siedzącego przy stoliku.
– Jednak muszę nalegać… – powiedziała, patrząc na niego znacząco. Kimura westchną przeciągle i skiną na chłopca, który wstał i odszedł w kierunku baru z cieniem zawiedzenia na twarzy, gdy jego drobna sylwetka zniknęła w kolorowym tłumie, podjęła:
– Odpieczętowałam kilka zwojów z wioski burz i chcę je sprzedać… i zanim cokolwiek powiesz, jest ich dziesięć, wysokiej klasy i wierz mi, że się trochę z nimi namęczyłam. Tak więc moja cena to 50 tysięcy za sztukę i ani grosza mniej.
– Rozumiem, że targowanie nie wchodzi w rachubę? – powiedział z cieniem nadziej w głosie Kimura. Spojrzała na niego i zamyśliła się przez chwile, po czym posłała mu szeroki uśmiech.
– To zależy od ciebie, mój drogi. Są pewne informacje, za które byłabym w stanie spuścić z ceny powiedzmy… o 10 procent, jeśli weźmiesz wszystkie. – Wzięła kolejny łyk trunku i przyjrzała się uważnie swojemu rozmówcy. Ten poskrobał się po brodzie i rzekł:
– Cóż, myślę, że jesteśmy w stanie się dogadać. Co chcesz wiedzieć? – Odłożyła szklankę na stolik i zaczęła:
– Niedawno przyjechał tu pewien człowiek, który mnie interesuje, nazywa się Kimi Yoshima. Chcę wiedzieć gdzie się zatrzymał, ilu jest z nim ludzi i co ze sobą wiezie. – Spojrzała na brodacza, wyczekując na odpowiedź, ten milczał przez chwile ze skupionym wyrazem twarzy. W lokalu słychać było ciągły szum zlewających się ze sobą ludzkich głosów, lecz w tej części sali, gdzie siedzieli, hałas tracił na sile, poddając się cichej muzyce dochodzącej z głośników. Miejsce, gdzie znajdowała się restauracja, było niemal tak duże, jak cała reszta kasyna i choć odgrodzone od niego jedynie umowną granicą, stanowiło zupełnie inny świat o niepowtarzalnym klimacie. Kimura poruszył się nieznacznie i wyrwał z zamyślenia.
– Z tego co wiem, ten Yoshima, to całkiem ważny gość i nie jesteś pierwszą, która o niego pyta… – zaczął.
– Wiem… – przerwała mu Naomi. – Dlatego właśnie liczę, że powiesz mi także, kto był tu przede mną. – Kimura zamyślił się na chwile, gładząc po brodzie.
– To cię będzie kosztowało dodatkowe 10 procent.
– Nie ma mowy! – powiedziała z nutą pretensji w głosie. „Czy on zawsze musi to robić”, pomyślała i dodała: – Nie jesteś jedynym źródłem w tym mieście, a to, że znamy się od lat nie znaczy, że możesz na mnie żerować! – Powiedziała, zbliżając swoją głowę do jego twarzy i celując w niego palcem. Ten uśmiechną się pokojowo i wyciągną przed siebie ręce w geście poddania.
– Dobrze, już dobrze… chciałem tylko spróbować, chyba nie masz mi tego za złe? – zapytał niewinnie. Rudowłosa opadła znów na oparcie i również się uśmiechnęła, po czym dodała:
– Potrzebuje pieniędzy w gotówce jeszcze dzisiaj. – Widząc jego spojrzenie, dodała: – Proszę nie pytaj dlaczego… muszę zniknąć jeszcze tej nocy i mam prośbę… gdyby ktokolwiek o mnie pytał to nie było mnie tu dzisiaj, dobrze? – Brodacz przytakną głową i zapytał:
– Jeśli masz jakieś kłopoty Nami, wiesz że stary Kimura zawsze może pomóc.
– Wiem, dziękuje. Ale to nic poważnego, możliwe, że po prostu jestem zmęczona i muszę trochę odpocząć. Chyba ostatnio za dużo czasu spędzam przed książkami – odpowiedziała wymijająco i dopiła drinka, unikając jego wzroku. Brodacz nie pytał więcej, lecz po jego twarzy przebiegł cień zatroskania. Pociągną solidnego łyka ze stojącej przed nim szklanki i wstał od stolika. Spojrzała na niego wyczekująco.
– Za chwile dostaniesz informacje, zwoje podeślesz tam, gdzie zwykle. – Ruszył w stronę kuchni. Ona wstała od stolika i ruszyła do baru, skinęła barmanowi i usiadła na wysokim stołku, wodząc wzrokiem po sali. Dopiero teraz, gdy Kimura znikną za ciężkimi drzwiami kuchni przyjrzała się towarzyszącemu mu chłopakowi: był całkiem przystojny i wyglądał bardzo młodo. Twarz miała delikatne rysy, niemal dziewczęce. Siedział przy barze niepewnie, a jego niebieskie oczy krążyły nieufnie po sali.
– Więc nazywasz się Shojio, tak? – zaczęła. Chłopak ja interesował, był jeszcze dzieckiem, a ten mroczny świat nie zdążył go jeszcze wchłonąć.
– Tak, proszę pani… – odpowiedział cicho i jeszcze bardziej skupił się w sobie.
– Nie musisz mówić do mnie pani… – powiedziała uspokajająco. – Czuje się wtedy taka stara – dodała bardziej do siebie niż do szatyna. – Mów mi Naomi. – Chłopak zrumienił się i odpowiedział:
– Tak proszę pa… to znaczy Naomi. – Jego zakłopotanie zaczynało ją bawić i pewnie pomęczyłaby go trochę dłużej, gdyby nie wychodzący z zaplecza Kimura, w ręce trzymał szarą, podłużną kopertę. Wstała z krzesła i ruszyła w jego kierunku. Odwróciła się jeszcze do chłopaka i rzuciła serdecznie:
– Do widzenia Shojio. Powodzenia w nowym życiu… – Ten uśmiechną się tylko nieśmiało i skiną jej głową. Kimura stał przy końcu baru i rozmawiał z jakimś mężczyzną ubranym w mundurek pracownika kasyna. Skończyli, gdy podeszła do nich, nieznajomy oddalił się w głąb sali. Brodacz odwrócił się do niej i wręczył kopertę.
– Tu znajdziesz wszystkie informacje, które cię interesują, a Joshi wypłaci ci należną sumę przy zdaniu towaru.
– Dziękuję, Kimura – Powiedziała, uśmiechając się i przytuliła go.
– Uważaj na siebie mała – rzekł, wypuszczając ją z objęć.
– Ahh…był bym zapomniał… Właśnie powiedzieli mi, że do baru przyszła jakaś dziewczyna i pytała o ciebie. Blondynka, kręcone włosy, błękitna sukienka… znasz ją? – Naomi zastygła na chwilę i odpowiedziała:
– Tak, zbiera dla mnie informacje… – Na twarzy Kimury zagościło zaskoczenie, które znikło równie szybko, jak się pojawiło. Naomi dostrzegła to jednak i skrzywiła się nieznacznie:
– Proszę cię… nawet nie pytaj. – Ten uśmiechną się tylko.
– Dobrze. – Po chwili dodał: – A jak tam idą sprawy z Yukaru? Ostatnio zrobiło się trochę niemiło… Kategorycznie zabronił mi jakiejkolwiek współpracy z tobą, był bardzo stanowczy. Czy coś się wydarzyło między wami?– rzucił z cieniem pretensji w głosie.
– Tak… jest zły, bo go rzuciłam. – Westchnęła i oparła się o bar. – Zachowuje się jak dziecko – dodała nieco ciszej.
– Rozstaliście się?! – zapytał z niedowierzaniem – Przecież byliście razem już od… – zastanowił się chwile.
– Dwóch lat… – dokończyła za niego, a na jej twarzy zagościł nieprzyjemny grymas wykrzywiający regularne rysy. Kimura przyjrzał się jej uważnie i zapytał:
– Czy coś się stało Naomi? Jeśli… – zaczął.
– Nie! – Przerwała mu może trochę ostrzej niż planowała, bo po jego twarzy przebiegło zdziwienie. – Kimura, – zaczęła już nieco łagodniej – proszę cię, nie wtrącaj się. Wiem, że się martwisz, ale związek z Yukaru i tak do niczego prowadził… za tydzień lub dwa mu przejdzie i wszystko wróci do normy. Zresztą, nie ma się czym przejmować, bo niedługo już mnie tu nie będzie… – Kimura trawił przez chwile te słowa, przyglądając się jej nieporuszonej twarzy. Ona nie patrzyła na niego, wzrok utkwiła gdzieś w dali między tłumem gości oddającym się swoim rozrywkom.
– Dobrze. Zrobisz jak zechcesz… – odpowiedział i w głębi ducha była mu za to wdzięczna.
– Mam do ciebie jeszcze jedna prośbę – dodała po chwili milczenia. Ten tylko kiwnął głową, by kontynuowała. Odwróciła oczy ku niemu i zaczęła:
– Chce, żebyś przekazał tej dziewczynie – powiedziała wskazując znacząco w stronę drzwi prowadzących do zapuszczonego baru – że na dzisiejszą akcje pójdę sama, a ona ma na mnie czekać w moim mieszkaniu. – Przestała opierać się o marmurową ladę baru, przy którym barman wlewał gościom wyszukane drinki o fantazyjnych kolorach i dodała:
– Chciałabym również, żebyś sprawdził, kiedy tam dotrze. – Kimura pokiwał ze zrozumieniem i uśmiechną się szeroko.
– Zawsze możesz na mnie liczyć Naomi. – powiedział serdecznie.
– Dziękuje. – W jej głosie zabrzmiała lekko wyczuwalna ulga.
– Do zobaczenia, mała. Mam nadzieje, że niedługo znowu do nas zawitasz – rzucił na odchodnym.
– Żegnaj – powiedziała cicho, gdy brodacz znikał już w tłumie ludzi i powrócił do stolika, przy którym czekał na niego młody szatyn. Ruszyła w kierunku wyjścia, innego niż to, którym tu dotarła. Przy nim minęła potężnego mężczyznę o przytłumionym spojrzeniu, który pilnował dostępu do tej części kasyna. Skinął jej tylko głową dając do zrozumienia, że już na nią czekają, po czym odwrócił wzrok ku sali wypatrując jakichkolwiek oznak niewłaściwego zachowania wśród gości lokalu. Przeszła przez grube drzwi z litego drewna i znalazła się w szerokim korytarzu zabitym szarą, wypłowiałą draperią z szeregiem identycznych drzwi po obu jego stronach. Podeszła do trzecich z kolei po prawej stronie i zapukała. Po krótkiej chwili otworzył je blondyn w wąskich okularach, na pół wypalony papieros zwisał bezwładnie z jego ust. Miał na sobie białą koszule i czarną kamizelkę, które sprawiały wrażenie noszonych trochę dłużej niż byłoby to stosowne. Spojrzał na nią sennym i zmęczonym wzrokiem, który świadczył o wielu godzinach spędzonych nad liczbami i słupkami.
– O… Ruda. – Jego głos aż ociekał złośliwością. – Proszę, proszę… kogo to przywiało o tej porze. – Wpuścił ją do pokoju. W pomieszczeniu panował zaduch większy niż w barze za blaszanymi drzwiami, wszystko przesiąknięte było ostrym zapachem nikotyny, stęchlizny i wielu osób przebywających przez dłuższy czas w jednym pomieszczeniu. Ogarnęły ją nudności, które z trudem powstrzymała. Przejechała spojrzeniem po siedzących za ciężkimi biurkami ludziach, którzy pochłonięci przeliczaniem pieniędzy i układaniem w równe stosy wszelkiego rodzaju towarów i dokumentów, nawet nie zwrócili na nią uwagi. Blondyn oddalił się w głąb pomieszczenia wypełnionego po brzegi zwojami, bronią oraz niezidentyfikowanymi przedmiotami owiniętymi w szary papier, wszystko to dopełniały piętrzące się gdzie nie gdzie stosiki banknotów i monet wszelkich walut. Podeszła do jednego z biurek. Mężczyzna przy nim siedzący pochylał się nad ciężką i grubą książką oprawioną w skórę, jej strony pokrywały drobne słupki matematycznych zawiłości tworzących tajemniczy zarys budżetu, jakim dysponował Kimura. Uśmiechnęła się do siebie widząc zapracowanego mężczyznę, który szeptał cicho słowa wodząc palcem po równych kolumnach cyferek wypełniających księgę. Wyjęła zza pasa zapieczętowany zwój i położyła go delikatnie na biurku. Szept ucichł, człowiek siedzący przy biurku podniósł lekko głowę i skierował wzrok na leżący przed nim przedmiot, po czym uniósł go wyżej i jej oczom ukazała się zaspana twarz z czarnym kilkudniowym zarostem i zmęczonym spojrzeniem.
– Ah… to Ty… – powiedział znużonym głosem. Nie zrażona oschłym powitaniem uśmiechnęła się i zagadnęła wesoło.
– Witaj Roshi. Widzę, że macie tu dużo pracy… Czyżby coś się stało? – Na jego twarz wpełzło ponure zniesmaczenie.
– Jak byś nie wiedziała… – Prychną, po czym dodał: – Odkąd tan dzieciak… Uzumaki, został szóstym hokage w tej przeklętej wiosce liścia, musieliśmy pozamykać tam większość interesów. Przeklęty bachor… Od czasu jak Akatsuki zostało wybite to wszyscy się nagle skupili na lokalnej przestępczości – mówił z coraz bardziej rosnącą irytacją, a jego głos stawał się głośniejszy. Na skroni zaczęła delikatnie pulsować mu żyłka.
– taa… – Westchnęła cicho i założyła ręce na piersi. To prawda, życie w podziemiu ostatnio zrobiło się bardzo uciążliwe. Konoha udało się pokonać swoich wrogów i teraz panował względny pokój, a kraj ognia stał się największym pogromcą wszelkiej zorganizowanej przestępczości. Miasto, które wyrosło wokół Akatsuki za czasów jego świetności, zostało zniszczone i popadało w ruinę, a kiedyś było wspaniałym zbiorowiskiem wszelkiego brudu tego świata. Miały tam swoje siedziby wszelkie gangi i szajki, jakie tylko można było spotkać w tej części świata; dawało schronienie każdemu przestępcy jaki się napatoczył; było drugim co do wielkości takim miejscem, zaraz po legendarnym Mieście Cieni, położonym w górach Skalistych na granicy kraju ognia i obłoku – dwóch potęg tego świata. Ale wszystko kiedyś się kończy, wspaniała era wojen i chaosu dobiegła do swego kresu, by ustąpić miejsca spokojnej i pokojowej przyszłości.
– Bywało już gorzej Roshi. – Uśmiechnęła się bez humoru. – Wtedy przetrzymaliśmy to i teraz damy rade…
– Ehh… daj już spokój. Ty i ten twój optymizm. – Przerwał jej machając ręką, jakby była jakąś natrętną muchą. Nachmurzyła się na chwile, po czym spoważniała.
– Potrzebuje gotówki jeszcze dzisiaj… – zaczęła.
– Tak, wiem. Kimura mi mówił, poczekaj chwile. – Wstał i zabierając ze sobą zwój podszedł do jednego z bankierów, przeliczającego właśnie grube pliki banknotów. Odprowadziła go wzrokiem, a gdy ten całkiem pogrążył się w sprawdzaniu zawartości zwoju i odliczaniem należnej jej kwoty, sięgnęła ręką do swojego płaszcza. Z wewnętrznej kieszeni wyciągnęła kopertę, którą otrzymała od Kimury i otworzyła ją. W środku kryła się tylko jedna, niewielka kartka z krótką notką, ale zawierała wszystko, co chciała wiedzieć. Po przeczytaniu wzięła z kieszeni zapalniczkę i spaliła papier nad szklaną popielniczką stojącą na biurku. Mężczyzna wrócił do niej i głośnym westchnieniem zasiadł na krześle, położył przed nią niedużą paczkę owiniętą w papier. Przesuną ją w jej stronę i zaczął:
– 450 tysięcy, tak jak było umówione… – Wzięła paczkę i schowała ją w miejsce, gdzie wcześniej spoczywała koperta z informacjami. – Nie przeliczysz? – Popatrzył na nią przenikliwie.
– Wierze ci… – odpowiedziała z uśmiechem i ruszyła w stronę drzwi. Roshi pokręcił głową i uśmiechną się w kącikach ust.
– W tym fachu nikomu się nie ufa Naomi, kiedy się w końcu nauczysz… – powiedział wyciągając z kieszeni pomiętą paczkę papierosów.
– Ależ ja to wiem. – Zaśmiała się serdecznie. – Ale wiem także, że ty byś mnie nie oszukał… – Pomachała mu ręką na pożegnanie i zamknęła za sobą drzwi. Na korytarzu odetchnęła głęboko korzystając z lekkiego powietrza pozbawionego gryzącego zapachu potu i nikotyny. „Jedno załatwione” pomyślała w duchu i ruszyła ku wyjściu z kasyna.

czwartek, 15 marca 2012

Kroniki Cienia 1.1


Kolejna część powinna ukazać się na początku przyszłego tygodnia, bądź w następny weekend. Później notki będę się starała wstawiać regularnie raz w tygodniu. 

***

Rozdział 1 cz 1

Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Przez zabrudzone szyby wlewały się do pokoju jego ostatnie promienie, rozświetlając pomieszczenie nikłym, pomarańczowym światłem. Leżała na łóżku pogrążona w półśnie, w jej nogach zwinięty w kłębek spał czarny kot. Wszędzie unosił się duszący zapach przetrawionej wódki i nieświeżego jedzenia. Kot poruszył się nagle, otworzył leniwie oczy i rozejrzał. Powoli wracała do niej świadomość, gdy coś miękkiego otarło się o jej nogę i zeskoczyło na podłogę, pozostawiając uczucie chłodu w miejscu, gdzie go zabrakło. Teraz i ona otworzyła oczy, zapatrzyła się na sufit. Myślami krążyła daleko w czasie i przestrzeni. Pewnie zasnęłaby znów, gdyby nie ciche pomrukiwania jej towarzysza domagającego się nakarmienia. Westchnęła przeciągle i zsunęła z siebie koc, którym była przykryta, usiadła na brzegu łóżka, podpierając ciążącą jej głowę na rękach.
Cały pokój pokrył już gęsty półmrok przysłaniający zabrudzone ściany z odpadającą farbą i grzybem; z uchylonych drzwi łazienki dobiegał cichy bulgot spuszczanej w rurach wody z wyższego piętra, a zza okien wlewał się cichy pomruk budzącej się nocy. Wspomnienia dzisiejszego dnia przychodziły do niej powoli i wsączały się w mózg, powodując nudności i monotonny ból. „Zdecydowanie za dużo wypiłam”, pomyślała z goryczą i spróbowała wstać. Niepewnie stanęła na nogach, podpierając się ręką o biurko zawalone teraz stertami papierów, niedokończonymi zwojami z pieczęciami i niedopałkami papierosów. Nogą przesunęła walającą się po podłodze butelkę i chwiejnym krokiem podeszła do okna. Kot obserwował jej poczynania z komody przy frontowych drzwiach, jego przenikliwe zielone oczy zdawały się płonąć pogardą i złośliwością. Siłując się chwile z zardzewiałymi zamkami okna, otworzyła je na oścież i zachłysnęła się chłodnym wieczornym powietrzem. Do pomieszczenia wdarł się lekki powiew wiatru, musnął jej krótkie rude włosy i zaszeleścił kartkami na biurku. Oparła się o parapet i zapatrzyła na budzące do nocnego życia miasto. W dali słychać było gwar dobiegający z ciasnych i tłocznych uliczek niosących tłumy do kawiarni i klubów położonych przy głównym placu.
Kot opuścił swój dotychczasowy posterunek, wolnym i dumnym krokiem ruszył w kierunku swojej pani, lekko wskoczył na parapet i otarł się o jej ramię. Uśmiechnęła się. Delikatnie przejechała ręką po jego łebku, ten zamruczał cicho i usiadł u jej boku. Wróciła do obserwowania miasta, na ulicach powoli zaczęły zapalać się lampy. Większość przemierzających ją przechodniów kryła się pod swoimi płaszczami, chcąc przebrnąć przez noc niezauważenie. Z domostw przy sąsiednich ulicach wypełzały teraz cienie na swój conocny żer – przestępcy, mordercy i gwałciciele, to był ich czas i ich miejsce.
Upajała się nadchodzącą atmosferą, z którą czuła się tak bezpiecznie. Ciemne i brudne uliczki były jej żywiołem i przystanią, jedynym domem, jaki miała od lat. Z resztek zaspania wyrwało ją lekkie uczucie niepokoju. Wzdrygnęła się przy kolejnym podmuchu wiatru, a może to był strach? Towarzyszył jej nieustannie od wielu tygodni i ostatnio bardzo się nasilił. Czuła, że coś się zbliża. „Musze odejść”, pomyślała.
Na zegarze wybiła godzina ósma wieczór, ciszę w pokoju przerwało nieśmiałe pukanie do drzwi. Kot szybko zeskoczył z okna na położony niżej daszek i zanurzył się w nadchodzącą noc. Wyrwała się z zamyślenia, podeszła do drzwi i z delikatnym uśmiechem otworzyła je. Na korytarzu, pełnym pleśni i duszącego odoru moczu mieszanego z dużymi ilościami alkoholu, stała drobna dziewczyna. Jej postawa zdradzała niepewność i niezdecydowanie, twarz osłaniał kaptur, a sylwetka skryła się pod obszernym płaszczem. Podniosła głowę, aby spojrzeć na stojącą w progu postać i widząc jej uśmiech, odwzajemniła go nieznacznie.
– Zawsze na czas – powiedziała łagodnie mieszkanka pokoiku i przepuściła dziewczynę w drzwiach. Gdy ta weszła, zamknęła je i przekręciła zamek. Nowoprzybyła rzuciła szybkie spojrzenie na pokój i zdjęła z głowy kaptur, pokazując światu swoje zniesmaczenie panującym tu bałaganem.
– Naprawdę Naomi, chyba nigdy nie zrozumiem dlaczego zatrzymałaś się w takim miejscu. Tu wszędzie cuchnie i do tego ci ludzie! Czy oni nie maja nic lepszego do roboty tylko tak siedzieć cały boży dzień i chlać co popadnie?! – wyrzuciła z siebie oburzona.
Rudowłosa, nadal się uśmiechając, podeszła do okna i usiadła na parapecie, obserwując zirytowaną towarzyszkę, która próbowała właśnie uprzątnąć jej łóżko, by na nim usiąść. Czuła na plecach chłodne wieczorne powietrze. Ostry zapach smażonych ryb z baru po przeciwnej stronie ulicy mieszał się z delikatnymi perfumami krzątającej się dziewczyny.
– Kto normalny chciałby tu mieszkać?! Wszędzie tylko smród, brud i ubóstwo! Człowiek mógłby tu umrzeć na środku ulicy i nikt by się nie przejął! Zepchnęliby ciało, żeby sobie grzecznie gniło w jakimś kanale, do którego wszyscy szczają! I te bachory…! – trajkotała bez przerwy.
– Dlatego właśnie je lubię – westchnęła cicho Naomi.
Gdy już uporała się z pościelą, zdjęła z siebie płaszcz, demonstrując swoją nienaganną figurę i bogato obdarzony przez naturę biust. Ubrana była w błękitną sukienką powyżej kolan, a jej długie, kręcone blond włosy opadały swobodnie na nagie ramiona. Gdy usiadła na uprzątniętym przez siebie posłaniu, sukienka podwinęła jej się, ukazując zgrabne nogi. Twarz miała delikatną i trochę dzieciną, wyglądała niemal jak lalka. Zdawała się być o wiele starsza od siedzącej na parapecie dziewczyny, lecz jej postawa, mimo pozornego spokoju, zdradzała czujność i przewagę, jaką miała nad nią rudowłosa.
– Więc, dowiedziałaś się czegoś pożytecznego, Anno? – powiedziała Naomi, zakładając sobie nieznośny kosmyk włosów, poruszony przez wiatr, za ucho. Blondynka zamilkła na chwilę i usadowiła się wygodniej na łóżku, na jej twarzy zagościł szelmowski uśmiech kontrastujący z porcelanową urodą.
– Nawet całkiem sporo… Po pierwsze, nasz cel jest już w tym mieście i zostanie tu przez najbliższe kilka dni, do tego podróżuje tylko z dwoma ochroniarzami z konoha i to jeszcze wcale nie jakimiś najlepszymi, zatrzymali się w hotelu u Shoushego – mówiła coraz bardziej podniecona – i co najważniejsze, widziano, że przewożą zwoje, choć starają się to ukryć. Naomi! To musi być to, czego szukamy! – Nie wytrzymała blondynka i niemal wykrzyknęła ostatnie słowa. Rudowłosa zamyśliła się na chwile, po czym oznajmiła z uśmiechem:
– No to trzeba się zabierać do pracy. – Po krótkiej pauzie dodała: – Zrobimy to jeszcze dzisiaj, po północy…
– Czekaj, czekaj… – przerwała jej Anna. – Przecinasz to szaleństwo, a co ze Strażnikami?! Oni tego nie lubią! Co jeśli się dowiedzą, że robimy coś za ich plecami?! Najpierw musimy ich powiadomić, wykupić się… – Naomi nadal się uśmiechając, co często bardzo irytowało jej rozmówców, powiedziała spokojnie:
– Nie martw się Anno, wiem co robię. A Strażnikami się nie przejmuj, zwiniemy towar zanim zdążą w ogóle dotrzeć na miejsce. Chyba, że nie ufasz swoim informacjom? – Anna poruszyła się nieznacznie.
– Ależ, nie!!! – wykrzyknęła, ale widząc naganę w oczach rudowłosej, ściszyła głos. – Znaczy chodziło mi o to, że nie musisz się martwić! Wszystko zrobiłam jak należy, to potwierdzone informacje! – mówiła coraz ciszej, niepewna myśli siedzącej na parapecie dziewczyny. Ta wpatrywała się przez chwile w delikatną lalkową twarz Anny, po czym uśmiechnęła się serdecznie i powiedziała:
– Wierzę ci Anno. I nie denerwuj się tak od razu, przecież nie masz powodu, by się mnie bać. Prawda? – Blondynka uśmiechnęła się delikatnie, lecz nieco sztucznie i skinęła głową. Naomi zsunęła się z parapetu i podeszła do biurka. Wzięła z niego leżące w pudełku zapałki i zapaliła na wpół wypaloną świece. Pokój spowity do tej pory półmrokiem, rozświetlanym jedynie wpadającymi do pomieszczenia smugami światła ulicznych latarni, rozjarzył się nikłym blaskiem świecy. Cienie wydłużyły się i zatańczyły w rytm płomienia. Twarz rudowłosej stała się teraz wyraźniejsza dla blondynki i nieco przerażająca w ciemnym pokoju, czego wcześniej, ku swemu zdziwieniu, nie dostrzegła. Naomi wodziła powoli dłonią nad płomieniem świecy, a w jej zielonych oczach odbijał się jej blask. Lubiła ogień, był taki nieuchwytny; przynosił ogromne zniszczenia, a jednocześnie trudno byłby bez niego przeżyć. Czuła ciepło bijące od delikatnego płomienia i ogarnął ją nagły niepokój, jakby ktoś ją obserwował. Drugi raz tej samej nocy. Otrząsnęła się z zamyślenia, potrząsając głową. Ogień – zawsze działa na nią hipnotycznie, przywoływał ją, przynosił wizje; mogłaby wpatrywać się w niego godzinami – był jak nałóg, do którego zawsze wracała. „ Muszę z tym skończyć”, pomyślała z irytacją. Przez to prawie zapomniała o blondynce siedzącej w pokoju, spojrzała teraz na nią i dostrzegła przerażenie w jej oczach.
– Nn… nic ci nie jest? – zapytała cicho. Naomi nie zrozumiała w pierwszej chwili, ale potem poczuła słaby zapach spalonej skóry i spojrzała na swoją rękę poparzoną od płomienia świecy. Kiedy ona odpływała swoim umysłem daleko stąd, jej dłoń smażyła się nad ogniem.
„Cholera jasna!!!”, pomyślała tylko rudowłosa i schowała za siebie rękę.
– Idź już proszę Anno, przygotuj się. Spotkamy się u Kimury. – Blondynka siedziała jeszcze chwilę zszokowana, po czym wstała pośpiesznie, zabrała swoje rzeczy i wybiegła z pokoju, nie oglądając się za siebie. Naomi podeszła do drzwi i zamknęła je, opierając się o nie plecami. Z zamkniętymi oczami słuchała oddalających się pośpiesznie kroków dziewczyny. Wszystko ucichło, gdy blondynka skręciła w zaułek, odczekała jeszcze chwile, by się upewnić. Gdy już miała odchodzić, usłyszała kolejne kroki, tym razem ciężkie i powolne, niedosłyszalne dla normalnego człowieka. Oddalały się powoli w tą samą stronę, w którą odeszła Anna, po czym i one ucichły. Zapanowała cisza przerywana jedynie naturalnymi odgłosami starych domów i stłumionymi dźwiękami dobiegającymi z ulicy. Wypuściła powoli powietrze z płuc i spojrzała na poparzoną rękę, wyglądała paskudnie: osmolona i popękana. Uporczywy ból rozchodził się na całą dłoń i pulsował miarowo wraz z każdym uderzeniem serca. Westchnęła znów i szybkim ruchem zgasiła palącą się na biurku świecę.
– Co mnie podkusiło… – wyszeptała zirytowana. Nigdy nie traciła kontroli przy innych, to co się stało dzisiaj było niepokojące. „Coś się zbliża, coś niedobrego…” Z tymi myślami weszła do łazienki i zapaliła światło. Blask żarówki oślepił ja na chwile, źrenice przyzwyczajone do małej ilości światła zwęziły się gwałtownie. Pomieszczenie było małe, wręcz ciasne. W rogu naprzeciwko drzwi stał wąski prysznic, a obok niego toaleta. Uwagę przykuwało lustro w ciężkiej złoconej ramie zupełnie nie pasujące do wystroju wnętrza.
Spojrzała na swoje odbicie – ciemne wory pod oczami zdradzały bezsenność, jaka towarzyszyła jej od kilku dni. Twarz była młoda, ale wychudzona, wyglądała najwyżej na dwadzieścia kilka lat. Włosy w nieładzie – splątane końcówki i kołtuny wraz z bladą cerą nadawały jej nieco upiornego wyglądu. Od ponad tygodnia nie ruszała się z pokoju, pracując nad ostatnim towarem. Zajmowała się różnymi rzeczami, kradła, zabijała… wszystko na czym można było zarobić, ale to tylko pozory. W rzeczywistości, każda jej ofiara była dokładnie wyselekcjonowana – jej pasją było znajdowanie rzadkich zwojów z technikami i pieczęciami. Była mistrzynią w łamaniu wszelkiego rodzaju zabezpieczeń. Poprzedniej nocy skończyła właśnie ostatni z zapieczętowanych zwojów, skopiowała go i była gotowa sprzedać, wystarczyło tylko znaleźć dobrego nabywcę. Zrzuciła z siebie ubranie, które zasiliło piętrzącą się stertę brudnych szmat na podłodze. Weszła pod prysznic i puściła gorącą wodę. Ciepłe krople muskały jej nagie ciało i przynosiły odprężenie zbolałym mięśniom, przypalona ręka zwisała bezwładnie wzdłuż ciała i pozwalała, by woda zmyła z niej brud i sadzę. Tabletki jakimi nafaszerowała się tego popołudnia nadal działały, jej wyostrzone zmysły pozwalały czuć każdą spadającą krople wody, ale także spotęgowane bolesne pulsowanie poparzonej dłoni. Woda szumiała cicho w jej głowie, ale jej myśli wciąż krążyły wokół świecy i tego niepokojącego przeczucia jakie wywołała. Nie kontrolowała tego co robiła wtedy i to ją przerażało. To było ostrzeżenie – zawsze, gdy miało stać się coś niedobrego wiedziała o tym, ale tym razem było inaczej – to było silniejsze i niebezpieczniejsze. Musiała szybko zniknąć, nie pozostawiając śladów, ponieważ ktoś jej szukał – ogień. Do tego jeszcze ta Anna, zgodziła się na współprace z nią, bo była tak podobna do kogoś, kogo znała dawno temu, miała nawet tą sama barwę głosu. Skarciła się w myślach za to – jak mogła być tak nierozważna, przecież zawsze pracowała sama, teraz musi jakoś z tego wybrnąć, bo jeśli jej przypuszczenia są słuszne, dzisiejszej nocy może wcale nie pójść tak gładko, jakby tego chciała. Zakręciła wodę i wyszła spod prysznica, wytarła mokre ciało ręcznikiem i zaczęła się ubierać. W progu łazienki przysiadł kot i wyczekiwał w bezruchu na swoją panią. Mimowolnie uśmiechnęła się, gdy go ujrzała i pogłaskała mokrą jeszcze ręką – kot zjeżył się i uciekł do pokoju. Ubrała się w czarne spodnie i szarą bluzkę, w biodrach przepasała gruby pas z wieloma przegrodami, gdzie miała broń i zwoje. Zabandażowała przypaloną rękę, na koniec zarzucając na siebie gruby, czarny płaszcz z kapturem. Na dworze robiło się już coraz chłodniej, mimo, że był dopiero początek września. Wyszła z łazienki i ruszyła ku frontowym drzwiom, zbierając po drodze z ziemi kilka porozrzucanych shurikenów. Z biurka wygrzebała świeże zwoje, nad którymi pracowała i przypięła je do pasa na biodrach. Na korytarzu zamknęła pokój, ruszyła przez klatkę schodową ku oświetlonej latarniami ulicy. Zza drzwi, obok których przechodziła, słychać było odgłosy krzątających się ludzi, grające telewizory i głośne kłótnie. Wyszła na ulice, spojrzała na zegarek – dochodziła jedenasta w nocy. Spacerowym krokiem ruszyła w kierunku centrum, napawając się cichymi odgłosami nocy.

Prolog


W pokoju panowała ciemność, zmącona jedynie przez wąskie smugi księżycowego światła wpadające przez małe otwory pomiędzy deskami, którymi ktoś pozabijał okna. Pomieszczenie sprawiało wrażenie niedawno używanego, jakby ktoś spędzał tu dużo czasu i teraz wyszedł na chwile odpocząć od wszechobecnego zapachu kurzu i starych książek zalegających stertami na podłodze i meblach. Cisza sączyła się pomiędzy ich grzbietami przerywana jedynie cichym tykaniem zegara niestrudzenie odliczającego sekundy w wieczności. Podeszła do biurka, które w przeciwieństwie do reszty pokoju wyglądało na uprzątnięte; kartki na nim poukładane były w równe stosy, a narzędzia do pisania, choć przykryte teraz grubą warstwą kurzu, zadbane i ustawione w równych rządach. Całość sprawiała wrażenie wręcz pedantycznego porządku, który mąciła jedynie jasna plama wosku z wypalonej świecy. Na środku blatu leżała opasła książka oprawiona w skórę. Nie miała na sobie żadnych inskrypcji i z pewnością nie była w żaden sposób zapieczętowana, była po prostu zlepkiem kartek o niewiadomej treści. Zwykle nie zainteresowałaby się czymś takim i przetrząsnęła pokój w poszukiwaniu tego, po co tu przyszła, ale miała przeczucie, a życie nauczyło ją, że jedyne czemu tak naprawdę może zawierzyć, to własnej intuicji. Otworzyła tom. Pożółkły papier, pokryty drobnym i równym pismem, zapisany był po ostatnią stronę. Ktoś musiał spędzić tu wiele miesięcy, by tego dokonać. Strzepnęła z krzesła kilka porzuconych kartek i usiadła, zapaliła na wpół wypaloną świece pozostawioną na biurku, po czym zaczęła czytać.

***

Historia z pożółkłych kartek…

Data i czas nie ma znaczenia, jest tylko teraz.

Witaj przybyszu. Historia, którą zamierzam Ci opowiedzieć jest kroniką mego życia, które się właśnie dopełnia. Jest to moja ostatnia wola i ostatni ślad jaki pragnę pozostawić tym, którzy przyjdą po mnie. Jest to spowiedź, na którą nigdy nie miałem odwagi, a która mogła zmienić bieg wydarzeń. Nie wiem, kim jesteś i co tobą kieruje, ale skoro dotarłeś aż tu, mój Drogi Przyjacielu, to jest czas, abyś mógł poznać prawdę i sam wybrać drogę, którą dalej podążysz. Mi zabrakło odwagi, by dokonać właściwego wyboru, mam nadzieje, że ty ją masz…


… i to już wszystko, mój Drogi Przyjacielu. Teraz proszę Cię, wstań i dokończ to, czego mnie nie udało się zrobić.

***

Oderwała wzrok od ostatniej strony i spojrzała przed siebie, świeca dopaliła się już prawie całkiem i powoli gasła. Świadomość przeczytanych przez nią słów przelewała się powoli w jej umyśle i przynosiła zrozumienie. Tak, teraz wszystko staje się jasne, wszystkie nurtujące ją do tej pory pytania zostały rozwiązane, teraz musi tam wrócić i odnaleźć to, co zgubiła tak wiele lat temu…