Notka trochę później niż przewidywałam, ale w tym tygodniu miałam jeden wielki zapierdziel, więc nie dałam rady wcześniej... Na razie nie wiele się jeszcze dzieje, ale obiecuje, że w następnej notce będzie lepiej.
Rozdział 1 cz.2
Było już wpół do dwunastej, gdy dotarła do swojego celu, nad drzwiami
baru wisiał zardzewiały i przygasający neon z napisem : „ Kimura”.
Całość wyglądała raczej nie zachęcająco, a bar prosperował chyba jeszcze
tylko dzięki stałym klientom i zdesperowanym pijakom. Weszła do środka.
Od razu uderzyła ją fala gorąca i zapach alkoholu sączący się między
ciasnymi stolikami pełnymi ludzi. Zdjęła z głowy kaptur i zaczęła się
przeciskać poprzez panujący tu chaos w stronę baru. Wymieniła znaczące
spojrzenie z chudym mężczyzną stojącym po jego drugiej stronie i
minąwszy go, weszła na zaplecze. Tam gwar rozmów i zaduch zelżał nieco
ułatwiając oddychanie. Ruszyła wąskim korytarzem ku blaszanym drzwiom na
jego końcu, minęła przy tym zatłoczoną kuchnie wypełnioną aromatem
mieszających się przypraw i dań. Wszędzie krzątali się kelnerzy i
kucharze przygotowując i serwując dania trochę zbyt wyszukane, jak na
popadający w ruinę bar. Nikt nie zwracał na nią uwagi, ludzie pogrążeni w
swojej pracy mijali ja z milczeniem i podążali w tylko sobie znanym
kierunku. Otworzyła drzwi, a jej oczom ukazał się zupełnie inny świat.
Pomieszczenie było obszerne i elegancko urządzone, zapach taniego
tytoniu i wódki wyparły drogie alkohole i perfumy, zamiast starych i
podartych ubrań widziała piękne suknie i szykowne garnitury wędrujące
pomiędzy stołami do ruletki i pokera. W dalszym koncie sali, odgrodzone
zwiewnymi parawanami, stały stoliki nakryte drogą zastawą, gdzie
serwowano najlepsze potrawy z różnych części świata. Uśmiechnęła się do
siebie na ten widok i ruszyła do jednego z nich. W miejscu, do którego
zmierzała siedziało dwóch mężczyzn – jeden w średnim wieku, drugi
młodszy wyglądający najwyżej na piętnaście lat. Starszy ubrany w czarny
dopasowany garnitur wstał, gdy podeszła do stolika, jego szczupłą twarz
ozdobił szeroki uśmiech, który odwzajemniła.
– Miło cię znów widzieć Naomi – powiedział, ściskając ją serdecznie. –
Byłem prawie pewien, że już opuściłaś miasto. Napijesz się czegoś? –
Usiadł, wskazując jej miejsce obok siebie i gładząc się przy tym po
gęstej, siwiejącej już brodzie.
– Pracowałam – odpowiedziała krótko i opadła na miękki fotel w kolorze
ciemnej wiśni idealnie komponujący się z wystrojem wnętrza. – Poproszę
to, co zwykle – dodała i spojrzała pytająco na szatyna siedzącego przy
stoliku. Mężczyzna pochwycił jej spojrzenie.
– Ahh… To jest Shojio… – Wskazał na chłopaka. – To syn jednego z moich
przyjaciół, pokazuje mu miasto. Wiesz, ma się czegoś przy mnie nauczyć. –
Zaśmiał się brodacz i skinął na kelnera. Szatyn speszył się nieco, a na
jego twarzy zagościło niewinne zakłopotanie. „Za kilka lat będzie takim
samym draniem, jak reszta okupującego sale towarzystwa”, pomyślała
Naomi i powiedziała:
– To miło z twojej strony Kimura, ale mam interes. – Kelner przyniósł
jej kieliszek wypełniony kolorowym i kosztownym płynem, który zamawiała
zawsze, gdy to nie ona miała płacić rachunek. Brodacz nachmurzył się
lekko, ale po chwili znów poweselał i rzekł:
– Oh… Naomi, nie ma się czym przejmować, przy nim możesz mówić wszystko.
Biorę za niego pełną odpowiedzialność. – Rudowłosa uśmiechnęła się
przelotnie i wzięła łyk alkoholu, który przyjemnie rozgrzewał jej
przełyk i pobudzał kubeczki smakowe. Czuła na sobie nieśmiały wzrok
chłopaka siedzącego przy stoliku.
– Jednak muszę nalegać… – powiedziała, patrząc na niego znacząco.
Kimura westchną przeciągle i skiną na chłopca, który wstał i odszedł w
kierunku baru z cieniem zawiedzenia na twarzy, gdy jego drobna sylwetka
zniknęła w kolorowym tłumie, podjęła:
– Odpieczętowałam kilka zwojów z wioski burz i chcę je sprzedać… i
zanim cokolwiek powiesz, jest ich dziesięć, wysokiej klasy i wierz mi,
że się trochę z nimi namęczyłam. Tak więc moja cena to 50 tysięcy za
sztukę i ani grosza mniej.
– Rozumiem, że targowanie nie wchodzi w rachubę? – powiedział z cieniem
nadziej w głosie Kimura. Spojrzała na niego i zamyśliła się przez
chwile, po czym posłała mu szeroki uśmiech.
– To zależy od ciebie, mój drogi. Są pewne informacje, za które byłabym w
stanie spuścić z ceny powiedzmy… o 10 procent, jeśli weźmiesz
wszystkie. – Wzięła kolejny łyk trunku i przyjrzała się uważnie swojemu
rozmówcy. Ten poskrobał się po brodzie i rzekł:
– Cóż, myślę, że jesteśmy w stanie się dogadać. Co chcesz wiedzieć? – Odłożyła szklankę na stolik i zaczęła:
– Niedawno przyjechał tu pewien człowiek, który mnie interesuje, nazywa
się Kimi Yoshima. Chcę wiedzieć gdzie się zatrzymał, ilu jest z nim
ludzi i co ze sobą wiezie. – Spojrzała na brodacza, wyczekując na
odpowiedź, ten milczał przez chwile ze skupionym wyrazem twarzy. W
lokalu słychać było ciągły szum zlewających się ze sobą ludzkich głosów,
lecz w tej części sali, gdzie siedzieli, hałas tracił na sile, poddając
się cichej muzyce dochodzącej z głośników. Miejsce, gdzie znajdowała
się restauracja, było niemal tak duże, jak cała reszta kasyna i choć
odgrodzone od niego jedynie umowną granicą, stanowiło zupełnie inny
świat o niepowtarzalnym klimacie. Kimura poruszył się nieznacznie i
wyrwał z zamyślenia.
– Z tego co wiem, ten Yoshima, to całkiem ważny gość i nie jesteś pierwszą, która o niego pyta… – zaczął.
– Wiem… – przerwała mu Naomi. – Dlatego właśnie liczę, że powiesz mi
także, kto był tu przede mną. – Kimura zamyślił się na chwile, gładząc
po brodzie.
– To cię będzie kosztowało dodatkowe 10 procent.
– Nie ma mowy! – powiedziała z nutą pretensji w głosie. „Czy on zawsze
musi to robić”, pomyślała i dodała: – Nie jesteś jedynym źródłem w tym
mieście, a to, że znamy się od lat nie znaczy, że możesz na mnie
żerować! – Powiedziała, zbliżając swoją głowę do jego twarzy i celując w
niego palcem. Ten uśmiechną się pokojowo i wyciągną przed siebie ręce w
geście poddania.
– Dobrze, już dobrze… chciałem tylko spróbować, chyba nie masz mi tego
za złe? – zapytał niewinnie. Rudowłosa opadła znów na oparcie i również
się uśmiechnęła, po czym dodała:
– Potrzebuje pieniędzy w gotówce jeszcze dzisiaj. – Widząc jego
spojrzenie, dodała: – Proszę nie pytaj dlaczego… muszę zniknąć jeszcze
tej nocy i mam prośbę… gdyby ktokolwiek o mnie pytał to nie było mnie tu
dzisiaj, dobrze? – Brodacz przytakną głową i zapytał:
– Jeśli masz jakieś kłopoty Nami, wiesz że stary Kimura zawsze może pomóc.
– Wiem, dziękuje. Ale to nic poważnego, możliwe, że po prostu jestem
zmęczona i muszę trochę odpocząć. Chyba ostatnio za dużo czasu spędzam
przed książkami – odpowiedziała wymijająco i dopiła drinka, unikając
jego wzroku. Brodacz nie pytał więcej, lecz po jego twarzy przebiegł
cień zatroskania. Pociągną solidnego łyka ze stojącej przed nim szklanki
i wstał od stolika. Spojrzała na niego wyczekująco.
– Za chwile dostaniesz informacje, zwoje podeślesz tam, gdzie zwykle. –
Ruszył w stronę kuchni. Ona wstała od stolika i ruszyła do baru, skinęła
barmanowi i usiadła na wysokim stołku, wodząc wzrokiem po sali. Dopiero
teraz, gdy Kimura znikną za ciężkimi drzwiami kuchni przyjrzała się
towarzyszącemu mu chłopakowi: był całkiem przystojny i wyglądał bardzo
młodo. Twarz miała delikatne rysy, niemal dziewczęce. Siedział przy
barze niepewnie, a jego niebieskie oczy krążyły nieufnie po sali.
– Więc nazywasz się Shojio, tak? – zaczęła. Chłopak ja interesował, był
jeszcze dzieckiem, a ten mroczny świat nie zdążył go jeszcze wchłonąć.
– Tak, proszę pani… – odpowiedział cicho i jeszcze bardziej skupił się w sobie.
– Nie musisz mówić do mnie pani… – powiedziała uspokajająco. – Czuje się
wtedy taka stara – dodała bardziej do siebie niż do szatyna. – Mów mi
Naomi. – Chłopak zrumienił się i odpowiedział:
– Tak proszę pa… to znaczy Naomi. – Jego zakłopotanie zaczynało ją bawić
i pewnie pomęczyłaby go trochę dłużej, gdyby nie wychodzący z zaplecza
Kimura, w ręce trzymał szarą, podłużną kopertę. Wstała z krzesła i
ruszyła w jego kierunku. Odwróciła się jeszcze do chłopaka i rzuciła
serdecznie:
– Do widzenia Shojio. Powodzenia w nowym życiu… – Ten uśmiechną się
tylko nieśmiało i skiną jej głową. Kimura stał przy końcu baru i
rozmawiał z jakimś mężczyzną ubranym w mundurek pracownika kasyna.
Skończyli, gdy podeszła do nich, nieznajomy oddalił się w głąb sali.
Brodacz odwrócił się do niej i wręczył kopertę.
– Tu znajdziesz wszystkie informacje, które cię interesują, a Joshi wypłaci ci należną sumę przy zdaniu towaru.
– Dziękuję, Kimura – Powiedziała, uśmiechając się i przytuliła go.
– Uważaj na siebie mała – rzekł, wypuszczając ją z objęć.
– Ahh…był bym zapomniał… Właśnie powiedzieli mi, że do baru przyszła
jakaś dziewczyna i pytała o ciebie. Blondynka, kręcone włosy, błękitna
sukienka… znasz ją? – Naomi zastygła na chwilę i odpowiedziała:
– Tak, zbiera dla mnie informacje… – Na twarzy Kimury zagościło
zaskoczenie, które znikło równie szybko, jak się pojawiło. Naomi
dostrzegła to jednak i skrzywiła się nieznacznie:
– Proszę cię… nawet nie pytaj. – Ten uśmiechną się tylko.
– Dobrze. – Po chwili dodał: – A jak tam idą sprawy z Yukaru? Ostatnio
zrobiło się trochę niemiło… Kategorycznie zabronił mi jakiejkolwiek
współpracy z tobą, był bardzo stanowczy. Czy coś się wydarzyło między
wami?– rzucił z cieniem pretensji w głosie.
– Tak… jest zły, bo go rzuciłam. – Westchnęła i oparła się o bar. – Zachowuje się jak dziecko – dodała nieco ciszej.
– Rozstaliście się?! – zapytał z niedowierzaniem – Przecież byliście razem już od… – zastanowił się chwile.
– Dwóch lat… – dokończyła za niego, a na jej twarzy zagościł
nieprzyjemny grymas wykrzywiający regularne rysy. Kimura przyjrzał się
jej uważnie i zapytał:
– Czy coś się stało Naomi? Jeśli… – zaczął.
– Nie! – Przerwała mu może trochę ostrzej niż planowała, bo po jego
twarzy przebiegło zdziwienie. – Kimura, – zaczęła już nieco łagodniej –
proszę cię, nie wtrącaj się. Wiem, że się martwisz, ale związek z
Yukaru i tak do niczego prowadził… za tydzień lub dwa mu przejdzie i
wszystko wróci do normy. Zresztą, nie ma się czym przejmować, bo
niedługo już mnie tu nie będzie… – Kimura trawił przez chwile te słowa,
przyglądając się jej nieporuszonej twarzy. Ona nie patrzyła na niego,
wzrok utkwiła gdzieś w dali między tłumem gości oddającym się swoim
rozrywkom.
– Dobrze. Zrobisz jak zechcesz… – odpowiedział i w głębi ducha była mu za to wdzięczna.
– Mam do ciebie jeszcze jedna prośbę – dodała po chwili milczenia. Ten
tylko kiwnął głową, by kontynuowała. Odwróciła oczy ku niemu i zaczęła:
– Chce, żebyś przekazał tej dziewczynie – powiedziała wskazując znacząco
w stronę drzwi prowadzących do zapuszczonego baru – że na dzisiejszą
akcje pójdę sama, a ona ma na mnie czekać w moim mieszkaniu. – Przestała
opierać się o marmurową ladę baru, przy którym barman wlewał gościom
wyszukane drinki o fantazyjnych kolorach i dodała:
– Chciałabym również, żebyś sprawdził, kiedy tam dotrze. – Kimura pokiwał ze zrozumieniem i uśmiechną się szeroko.
– Zawsze możesz na mnie liczyć Naomi. – powiedział serdecznie.
– Dziękuje. – W jej głosie zabrzmiała lekko wyczuwalna ulga.
– Do zobaczenia, mała. Mam nadzieje, że niedługo znowu do nas zawitasz – rzucił na odchodnym.
– Żegnaj – powiedziała cicho, gdy brodacz znikał już w tłumie ludzi i
powrócił do stolika, przy którym czekał na niego młody szatyn. Ruszyła w
kierunku wyjścia, innego niż to, którym tu dotarła. Przy nim minęła
potężnego mężczyznę o przytłumionym spojrzeniu, który pilnował dostępu
do tej części kasyna. Skinął jej tylko głową dając do zrozumienia, że
już na nią czekają, po czym odwrócił wzrok ku sali wypatrując
jakichkolwiek oznak niewłaściwego zachowania wśród gości lokalu.
Przeszła przez grube drzwi z litego drewna i znalazła się w szerokim
korytarzu zabitym szarą, wypłowiałą draperią z szeregiem identycznych
drzwi po obu jego stronach. Podeszła do trzecich z kolei po prawej
stronie i zapukała. Po krótkiej chwili otworzył je blondyn w wąskich
okularach, na pół wypalony papieros zwisał bezwładnie z jego ust. Miał
na sobie białą koszule i czarną kamizelkę, które sprawiały wrażenie
noszonych trochę dłużej niż byłoby to stosowne. Spojrzał na nią sennym i
zmęczonym wzrokiem, który świadczył o wielu godzinach spędzonych nad
liczbami i słupkami.
– O… Ruda. – Jego głos aż ociekał złośliwością. – Proszę, proszę… kogo
to przywiało o tej porze. – Wpuścił ją do pokoju. W pomieszczeniu
panował zaduch większy niż w barze za blaszanymi drzwiami, wszystko
przesiąknięte było ostrym zapachem nikotyny, stęchlizny i wielu osób
przebywających przez dłuższy czas w jednym pomieszczeniu. Ogarnęły ją
nudności, które z trudem powstrzymała. Przejechała spojrzeniem po
siedzących za ciężkimi biurkami ludziach, którzy pochłonięci
przeliczaniem pieniędzy i układaniem w równe stosy wszelkiego rodzaju
towarów i dokumentów, nawet nie zwrócili na nią uwagi. Blondyn oddalił
się w głąb pomieszczenia wypełnionego po brzegi zwojami, bronią oraz
niezidentyfikowanymi przedmiotami owiniętymi w szary papier, wszystko to
dopełniały piętrzące się gdzie nie gdzie stosiki banknotów i monet
wszelkich walut. Podeszła do jednego z biurek. Mężczyzna przy nim
siedzący pochylał się nad ciężką i grubą książką oprawioną w skórę, jej
strony pokrywały drobne słupki matematycznych zawiłości tworzących
tajemniczy zarys budżetu, jakim dysponował Kimura. Uśmiechnęła się do
siebie widząc zapracowanego mężczyznę, który szeptał cicho słowa wodząc
palcem po równych kolumnach cyferek wypełniających księgę. Wyjęła zza
pasa zapieczętowany zwój i położyła go delikatnie na biurku. Szept
ucichł, człowiek siedzący przy biurku podniósł lekko głowę i skierował
wzrok na leżący przed nim przedmiot, po czym uniósł go wyżej i jej oczom
ukazała się zaspana twarz z czarnym kilkudniowym zarostem i zmęczonym
spojrzeniem.
– Ah… to Ty… – powiedział znużonym głosem. Nie zrażona oschłym powitaniem uśmiechnęła się i zagadnęła wesoło.
– Witaj Roshi. Widzę, że macie tu dużo pracy… Czyżby coś się stało? – Na jego twarz wpełzło ponure zniesmaczenie.
– Jak byś nie wiedziała… – Prychną, po czym dodał: – Odkąd tan dzieciak…
Uzumaki, został szóstym hokage w tej przeklętej wiosce liścia,
musieliśmy pozamykać tam większość interesów. Przeklęty bachor… Od czasu
jak Akatsuki zostało wybite to wszyscy się nagle skupili na lokalnej
przestępczości – mówił z coraz bardziej rosnącą irytacją, a jego głos
stawał się głośniejszy. Na skroni zaczęła delikatnie pulsować mu żyłka.
– taa… – Westchnęła cicho i założyła ręce na piersi. To prawda, życie w
podziemiu ostatnio zrobiło się bardzo uciążliwe. Konoha udało się
pokonać swoich wrogów i teraz panował względny pokój, a kraj ognia stał
się największym pogromcą wszelkiej zorganizowanej przestępczości.
Miasto, które wyrosło wokół Akatsuki za czasów jego świetności, zostało
zniszczone i popadało w ruinę, a kiedyś było wspaniałym zbiorowiskiem
wszelkiego brudu tego świata. Miały tam swoje siedziby wszelkie gangi i
szajki, jakie tylko można było spotkać w tej części świata; dawało
schronienie każdemu przestępcy jaki się napatoczył; było drugim co do
wielkości takim miejscem, zaraz po legendarnym Mieście Cieni, położonym w
górach Skalistych na granicy kraju ognia i obłoku – dwóch potęg tego
świata. Ale wszystko kiedyś się kończy, wspaniała era wojen i chaosu
dobiegła do swego kresu, by ustąpić miejsca spokojnej i pokojowej
przyszłości.
– Bywało już gorzej Roshi. – Uśmiechnęła się bez humoru. – Wtedy przetrzymaliśmy to i teraz damy rade…
– Ehh… daj już spokój. Ty i ten twój optymizm. – Przerwał jej machając
ręką, jakby była jakąś natrętną muchą. Nachmurzyła się na chwile, po
czym spoważniała.
– Potrzebuje gotówki jeszcze dzisiaj… – zaczęła.
– Tak, wiem. Kimura mi mówił, poczekaj chwile. – Wstał i zabierając ze
sobą zwój podszedł do jednego z bankierów, przeliczającego właśnie grube
pliki banknotów. Odprowadziła go wzrokiem, a gdy ten całkiem pogrążył
się w sprawdzaniu zawartości zwoju i odliczaniem należnej jej kwoty,
sięgnęła ręką do swojego płaszcza. Z wewnętrznej kieszeni wyciągnęła
kopertę, którą otrzymała od Kimury i otworzyła ją. W środku kryła się
tylko jedna, niewielka kartka z krótką notką, ale zawierała wszystko, co
chciała wiedzieć. Po przeczytaniu wzięła z kieszeni zapalniczkę i
spaliła papier nad szklaną popielniczką stojącą na biurku. Mężczyzna
wrócił do niej i głośnym westchnieniem zasiadł na krześle, położył przed
nią niedużą paczkę owiniętą w papier. Przesuną ją w jej stronę i
zaczął:
– 450 tysięcy, tak jak było umówione… – Wzięła paczkę i schowała ją w
miejsce, gdzie wcześniej spoczywała koperta z informacjami. – Nie
przeliczysz? – Popatrzył na nią przenikliwie.
– Wierze ci… – odpowiedziała z uśmiechem i ruszyła w stronę drzwi. Roshi pokręcił głową i uśmiechną się w kącikach ust.
– W tym fachu nikomu się nie ufa Naomi, kiedy się w końcu nauczysz… –
powiedział wyciągając z kieszeni pomiętą paczkę papierosów.
– Ależ ja to wiem. – Zaśmiała się serdecznie. – Ale wiem także, że ty
byś mnie nie oszukał… – Pomachała mu ręką na pożegnanie i zamknęła za
sobą drzwi. Na korytarzu odetchnęła głęboko korzystając z lekkiego
powietrza pozbawionego gryzącego zapachu potu i nikotyny. „Jedno
załatwione” pomyślała w duchu i ruszyła ku wyjściu z kasyna.
czwartek, 29 marca 2012
czwartek, 15 marca 2012
Kroniki Cienia 1.1
Kolejna część powinna ukazać się na początku przyszłego
tygodnia, bądź w następny weekend. Później notki będę się starała wstawiać
regularnie raz w tygodniu.
***
Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Przez zabrudzone szyby wlewały się do pokoju jego ostatnie promienie, rozświetlając pomieszczenie nikłym, pomarańczowym światłem. Leżała na łóżku pogrążona w półśnie, w jej nogach zwinięty w kłębek spał czarny kot. Wszędzie unosił się duszący zapach przetrawionej wódki i nieświeżego jedzenia. Kot poruszył się nagle, otworzył leniwie oczy i rozejrzał. Powoli wracała do niej świadomość, gdy coś miękkiego otarło się o jej nogę i zeskoczyło na podłogę, pozostawiając uczucie chłodu w miejscu, gdzie go zabrakło. Teraz i ona otworzyła oczy, zapatrzyła się na sufit. Myślami krążyła daleko w czasie i przestrzeni. Pewnie zasnęłaby znów, gdyby nie ciche pomrukiwania jej towarzysza domagającego się nakarmienia. Westchnęła przeciągle i zsunęła z siebie koc, którym była przykryta, usiadła na brzegu łóżka, podpierając ciążącą jej głowę na rękach.
Cały pokój pokrył już gęsty półmrok przysłaniający zabrudzone ściany z odpadającą farbą i grzybem; z uchylonych drzwi łazienki dobiegał cichy bulgot spuszczanej w rurach wody z wyższego piętra, a zza okien wlewał się cichy pomruk budzącej się nocy. Wspomnienia dzisiejszego dnia przychodziły do niej powoli i wsączały się w mózg, powodując nudności i monotonny ból. „Zdecydowanie za dużo wypiłam”, pomyślała z goryczą i spróbowała wstać. Niepewnie stanęła na nogach, podpierając się ręką o biurko zawalone teraz stertami papierów, niedokończonymi zwojami z pieczęciami i niedopałkami papierosów. Nogą przesunęła walającą się po podłodze butelkę i chwiejnym krokiem podeszła do okna. Kot obserwował jej poczynania z komody przy frontowych drzwiach, jego przenikliwe zielone oczy zdawały się płonąć pogardą i złośliwością. Siłując się chwile z zardzewiałymi zamkami okna, otworzyła je na oścież i zachłysnęła się chłodnym wieczornym powietrzem. Do pomieszczenia wdarł się lekki powiew wiatru, musnął jej krótkie rude włosy i zaszeleścił kartkami na biurku. Oparła się o parapet i zapatrzyła na budzące do nocnego życia miasto. W dali słychać było gwar dobiegający z ciasnych i tłocznych uliczek niosących tłumy do kawiarni i klubów położonych przy głównym placu.
Kot opuścił swój dotychczasowy posterunek, wolnym i dumnym krokiem ruszył w kierunku swojej pani, lekko wskoczył na parapet i otarł się o jej ramię. Uśmiechnęła się. Delikatnie przejechała ręką po jego łebku, ten zamruczał cicho i usiadł u jej boku. Wróciła do obserwowania miasta, na ulicach powoli zaczęły zapalać się lampy. Większość przemierzających ją przechodniów kryła się pod swoimi płaszczami, chcąc przebrnąć przez noc niezauważenie. Z domostw przy sąsiednich ulicach wypełzały teraz cienie na swój conocny żer – przestępcy, mordercy i gwałciciele, to był ich czas i ich miejsce.
Upajała się nadchodzącą atmosferą, z którą czuła się tak bezpiecznie. Ciemne i brudne uliczki były jej żywiołem i przystanią, jedynym domem, jaki miała od lat. Z resztek zaspania wyrwało ją lekkie uczucie niepokoju. Wzdrygnęła się przy kolejnym podmuchu wiatru, a może to był strach? Towarzyszył jej nieustannie od wielu tygodni i ostatnio bardzo się nasilił. Czuła, że coś się zbliża. „Musze odejść”, pomyślała.
Na zegarze wybiła godzina ósma wieczór, ciszę w pokoju przerwało nieśmiałe pukanie do drzwi. Kot szybko zeskoczył z okna na położony niżej daszek i zanurzył się w nadchodzącą noc. Wyrwała się z zamyślenia, podeszła do drzwi i z delikatnym uśmiechem otworzyła je. Na korytarzu, pełnym pleśni i duszącego odoru moczu mieszanego z dużymi ilościami alkoholu, stała drobna dziewczyna. Jej postawa zdradzała niepewność i niezdecydowanie, twarz osłaniał kaptur, a sylwetka skryła się pod obszernym płaszczem. Podniosła głowę, aby spojrzeć na stojącą w progu postać i widząc jej uśmiech, odwzajemniła go nieznacznie.
– Zawsze na czas – powiedziała łagodnie mieszkanka pokoiku i przepuściła dziewczynę w drzwiach. Gdy ta weszła, zamknęła je i przekręciła zamek. Nowoprzybyła rzuciła szybkie spojrzenie na pokój i zdjęła z głowy kaptur, pokazując światu swoje zniesmaczenie panującym tu bałaganem.
– Naprawdę Naomi, chyba nigdy nie zrozumiem dlaczego zatrzymałaś się w takim miejscu. Tu wszędzie cuchnie i do tego ci ludzie! Czy oni nie maja nic lepszego do roboty tylko tak siedzieć cały boży dzień i chlać co popadnie?! – wyrzuciła z siebie oburzona.
Rudowłosa, nadal się uśmiechając, podeszła do okna i usiadła na parapecie, obserwując zirytowaną towarzyszkę, która próbowała właśnie uprzątnąć jej łóżko, by na nim usiąść. Czuła na plecach chłodne wieczorne powietrze. Ostry zapach smażonych ryb z baru po przeciwnej stronie ulicy mieszał się z delikatnymi perfumami krzątającej się dziewczyny.
– Kto normalny chciałby tu mieszkać?! Wszędzie tylko smród, brud i ubóstwo! Człowiek mógłby tu umrzeć na środku ulicy i nikt by się nie przejął! Zepchnęliby ciało, żeby sobie grzecznie gniło w jakimś kanale, do którego wszyscy szczają! I te bachory…! – trajkotała bez przerwy.
– Dlatego właśnie je lubię – westchnęła cicho Naomi.
Gdy już uporała się z pościelą, zdjęła z siebie płaszcz, demonstrując swoją nienaganną figurę i bogato obdarzony przez naturę biust. Ubrana była w błękitną sukienką powyżej kolan, a jej długie, kręcone blond włosy opadały swobodnie na nagie ramiona. Gdy usiadła na uprzątniętym przez siebie posłaniu, sukienka podwinęła jej się, ukazując zgrabne nogi. Twarz miała delikatną i trochę dzieciną, wyglądała niemal jak lalka. Zdawała się być o wiele starsza od siedzącej na parapecie dziewczyny, lecz jej postawa, mimo pozornego spokoju, zdradzała czujność i przewagę, jaką miała nad nią rudowłosa.
– Więc, dowiedziałaś się czegoś pożytecznego, Anno? – powiedziała Naomi, zakładając sobie nieznośny kosmyk włosów, poruszony przez wiatr, za ucho. Blondynka zamilkła na chwilę i usadowiła się wygodniej na łóżku, na jej twarzy zagościł szelmowski uśmiech kontrastujący z porcelanową urodą.
– Nawet całkiem sporo… Po pierwsze, nasz cel jest już w tym mieście i zostanie tu przez najbliższe kilka dni, do tego podróżuje tylko z dwoma ochroniarzami z konoha i to jeszcze wcale nie jakimiś najlepszymi, zatrzymali się w hotelu u Shoushego – mówiła coraz bardziej podniecona – i co najważniejsze, widziano, że przewożą zwoje, choć starają się to ukryć. Naomi! To musi być to, czego szukamy! – Nie wytrzymała blondynka i niemal wykrzyknęła ostatnie słowa. Rudowłosa zamyśliła się na chwile, po czym oznajmiła z uśmiechem:
– No to trzeba się zabierać do pracy. – Po krótkiej pauzie dodała: – Zrobimy to jeszcze dzisiaj, po północy…
– Czekaj, czekaj… – przerwała jej Anna. – Przecinasz to szaleństwo, a co ze Strażnikami?! Oni tego nie lubią! Co jeśli się dowiedzą, że robimy coś za ich plecami?! Najpierw musimy ich powiadomić, wykupić się… – Naomi nadal się uśmiechając, co często bardzo irytowało jej rozmówców, powiedziała spokojnie:
– Nie martw się Anno, wiem co robię. A Strażnikami się nie przejmuj, zwiniemy towar zanim zdążą w ogóle dotrzeć na miejsce. Chyba, że nie ufasz swoim informacjom? – Anna poruszyła się nieznacznie.
– Ależ, nie!!! – wykrzyknęła, ale widząc naganę w oczach rudowłosej, ściszyła głos. – Znaczy chodziło mi o to, że nie musisz się martwić! Wszystko zrobiłam jak należy, to potwierdzone informacje! – mówiła coraz ciszej, niepewna myśli siedzącej na parapecie dziewczyny. Ta wpatrywała się przez chwile w delikatną lalkową twarz Anny, po czym uśmiechnęła się serdecznie i powiedziała:
– Wierzę ci Anno. I nie denerwuj się tak od razu, przecież nie masz powodu, by się mnie bać. Prawda? – Blondynka uśmiechnęła się delikatnie, lecz nieco sztucznie i skinęła głową. Naomi zsunęła się z parapetu i podeszła do biurka. Wzięła z niego leżące w pudełku zapałki i zapaliła na wpół wypaloną świece. Pokój spowity do tej pory półmrokiem, rozświetlanym jedynie wpadającymi do pomieszczenia smugami światła ulicznych latarni, rozjarzył się nikłym blaskiem świecy. Cienie wydłużyły się i zatańczyły w rytm płomienia. Twarz rudowłosej stała się teraz wyraźniejsza dla blondynki i nieco przerażająca w ciemnym pokoju, czego wcześniej, ku swemu zdziwieniu, nie dostrzegła. Naomi wodziła powoli dłonią nad płomieniem świecy, a w jej zielonych oczach odbijał się jej blask. Lubiła ogień, był taki nieuchwytny; przynosił ogromne zniszczenia, a jednocześnie trudno byłby bez niego przeżyć. Czuła ciepło bijące od delikatnego płomienia i ogarnął ją nagły niepokój, jakby ktoś ją obserwował. Drugi raz tej samej nocy. Otrząsnęła się z zamyślenia, potrząsając głową. Ogień – zawsze działa na nią hipnotycznie, przywoływał ją, przynosił wizje; mogłaby wpatrywać się w niego godzinami – był jak nałóg, do którego zawsze wracała. „ Muszę z tym skończyć”, pomyślała z irytacją. Przez to prawie zapomniała o blondynce siedzącej w pokoju, spojrzała teraz na nią i dostrzegła przerażenie w jej oczach.
– Nn… nic ci nie jest? – zapytała cicho. Naomi nie zrozumiała w pierwszej chwili, ale potem poczuła słaby zapach spalonej skóry i spojrzała na swoją rękę poparzoną od płomienia świecy. Kiedy ona odpływała swoim umysłem daleko stąd, jej dłoń smażyła się nad ogniem.
„Cholera jasna!!!”, pomyślała tylko rudowłosa i schowała za siebie rękę.
– Idź już proszę Anno, przygotuj się. Spotkamy się u Kimury. – Blondynka siedziała jeszcze chwilę zszokowana, po czym wstała pośpiesznie, zabrała swoje rzeczy i wybiegła z pokoju, nie oglądając się za siebie. Naomi podeszła do drzwi i zamknęła je, opierając się o nie plecami. Z zamkniętymi oczami słuchała oddalających się pośpiesznie kroków dziewczyny. Wszystko ucichło, gdy blondynka skręciła w zaułek, odczekała jeszcze chwile, by się upewnić. Gdy już miała odchodzić, usłyszała kolejne kroki, tym razem ciężkie i powolne, niedosłyszalne dla normalnego człowieka. Oddalały się powoli w tą samą stronę, w którą odeszła Anna, po czym i one ucichły. Zapanowała cisza przerywana jedynie naturalnymi odgłosami starych domów i stłumionymi dźwiękami dobiegającymi z ulicy. Wypuściła powoli powietrze z płuc i spojrzała na poparzoną rękę, wyglądała paskudnie: osmolona i popękana. Uporczywy ból rozchodził się na całą dłoń i pulsował miarowo wraz z każdym uderzeniem serca. Westchnęła znów i szybkim ruchem zgasiła palącą się na biurku świecę.
– Co mnie podkusiło… – wyszeptała zirytowana. Nigdy nie traciła kontroli przy innych, to co się stało dzisiaj było niepokojące. „Coś się zbliża, coś niedobrego…” Z tymi myślami weszła do łazienki i zapaliła światło. Blask żarówki oślepił ja na chwile, źrenice przyzwyczajone do małej ilości światła zwęziły się gwałtownie. Pomieszczenie było małe, wręcz ciasne. W rogu naprzeciwko drzwi stał wąski prysznic, a obok niego toaleta. Uwagę przykuwało lustro w ciężkiej złoconej ramie zupełnie nie pasujące do wystroju wnętrza.
Spojrzała na swoje odbicie – ciemne wory pod oczami zdradzały bezsenność, jaka towarzyszyła jej od kilku dni. Twarz była młoda, ale wychudzona, wyglądała najwyżej na dwadzieścia kilka lat. Włosy w nieładzie – splątane końcówki i kołtuny wraz z bladą cerą nadawały jej nieco upiornego wyglądu. Od ponad tygodnia nie ruszała się z pokoju, pracując nad ostatnim towarem. Zajmowała się różnymi rzeczami, kradła, zabijała… wszystko na czym można było zarobić, ale to tylko pozory. W rzeczywistości, każda jej ofiara była dokładnie wyselekcjonowana – jej pasją było znajdowanie rzadkich zwojów z technikami i pieczęciami. Była mistrzynią w łamaniu wszelkiego rodzaju zabezpieczeń. Poprzedniej nocy skończyła właśnie ostatni z zapieczętowanych zwojów, skopiowała go i była gotowa sprzedać, wystarczyło tylko znaleźć dobrego nabywcę. Zrzuciła z siebie ubranie, które zasiliło piętrzącą się stertę brudnych szmat na podłodze. Weszła pod prysznic i puściła gorącą wodę. Ciepłe krople muskały jej nagie ciało i przynosiły odprężenie zbolałym mięśniom, przypalona ręka zwisała bezwładnie wzdłuż ciała i pozwalała, by woda zmyła z niej brud i sadzę. Tabletki jakimi nafaszerowała się tego popołudnia nadal działały, jej wyostrzone zmysły pozwalały czuć każdą spadającą krople wody, ale także spotęgowane bolesne pulsowanie poparzonej dłoni. Woda szumiała cicho w jej głowie, ale jej myśli wciąż krążyły wokół świecy i tego niepokojącego przeczucia jakie wywołała. Nie kontrolowała tego co robiła wtedy i to ją przerażało. To było ostrzeżenie – zawsze, gdy miało stać się coś niedobrego wiedziała o tym, ale tym razem było inaczej – to było silniejsze i niebezpieczniejsze. Musiała szybko zniknąć, nie pozostawiając śladów, ponieważ ktoś jej szukał – ogień. Do tego jeszcze ta Anna, zgodziła się na współprace z nią, bo była tak podobna do kogoś, kogo znała dawno temu, miała nawet tą sama barwę głosu. Skarciła się w myślach za to – jak mogła być tak nierozważna, przecież zawsze pracowała sama, teraz musi jakoś z tego wybrnąć, bo jeśli jej przypuszczenia są słuszne, dzisiejszej nocy może wcale nie pójść tak gładko, jakby tego chciała. Zakręciła wodę i wyszła spod prysznica, wytarła mokre ciało ręcznikiem i zaczęła się ubierać. W progu łazienki przysiadł kot i wyczekiwał w bezruchu na swoją panią. Mimowolnie uśmiechnęła się, gdy go ujrzała i pogłaskała mokrą jeszcze ręką – kot zjeżył się i uciekł do pokoju. Ubrała się w czarne spodnie i szarą bluzkę, w biodrach przepasała gruby pas z wieloma przegrodami, gdzie miała broń i zwoje. Zabandażowała przypaloną rękę, na koniec zarzucając na siebie gruby, czarny płaszcz z kapturem. Na dworze robiło się już coraz chłodniej, mimo, że był dopiero początek września. Wyszła z łazienki i ruszyła ku frontowym drzwiom, zbierając po drodze z ziemi kilka porozrzucanych shurikenów. Z biurka wygrzebała świeże zwoje, nad którymi pracowała i przypięła je do pasa na biodrach. Na korytarzu zamknęła pokój, ruszyła przez klatkę schodową ku oświetlonej latarniami ulicy. Zza drzwi, obok których przechodziła, słychać było odgłosy krzątających się ludzi, grające telewizory i głośne kłótnie. Wyszła na ulice, spojrzała na zegarek – dochodziła jedenasta w nocy. Spacerowym krokiem ruszyła w kierunku centrum, napawając się cichymi odgłosami nocy.
Prolog
***
Historia z pożółkłych kartek…
Data i czas nie ma znaczenia, jest tylko teraz.
Witaj przybyszu. Historia, którą zamierzam Ci opowiedzieć jest kroniką mego życia, które się właśnie dopełnia. Jest to moja ostatnia wola i ostatni ślad jaki pragnę pozostawić tym, którzy przyjdą po mnie. Jest to spowiedź, na którą nigdy nie miałem odwagi, a która mogła zmienić bieg wydarzeń. Nie wiem, kim jesteś i co tobą kieruje, ale skoro dotarłeś aż tu, mój Drogi Przyjacielu, to jest czas, abyś mógł poznać prawdę i sam wybrać drogę, którą dalej podążysz. Mi zabrakło odwagi, by dokonać właściwego wyboru, mam nadzieje, że ty ją masz…
… i to już wszystko, mój Drogi Przyjacielu. Teraz proszę Cię, wstań i dokończ to, czego mnie nie udało się zrobić.
***
Data i czas nie ma znaczenia, jest tylko teraz.
Witaj przybyszu. Historia, którą zamierzam Ci opowiedzieć jest kroniką mego życia, które się właśnie dopełnia. Jest to moja ostatnia wola i ostatni ślad jaki pragnę pozostawić tym, którzy przyjdą po mnie. Jest to spowiedź, na którą nigdy nie miałem odwagi, a która mogła zmienić bieg wydarzeń. Nie wiem, kim jesteś i co tobą kieruje, ale skoro dotarłeś aż tu, mój Drogi Przyjacielu, to jest czas, abyś mógł poznać prawdę i sam wybrać drogę, którą dalej podążysz. Mi zabrakło odwagi, by dokonać właściwego wyboru, mam nadzieje, że ty ją masz…
… i to już wszystko, mój Drogi Przyjacielu. Teraz proszę Cię, wstań i dokończ to, czego mnie nie udało się zrobić.
***
Oderwała wzrok od ostatniej strony i spojrzała przed siebie, świeca dopaliła się już prawie całkiem i powoli gasła. Świadomość przeczytanych przez nią słów przelewała się powoli w jej umyśle i przynosiła zrozumienie. Tak, teraz wszystko staje się jasne, wszystkie nurtujące ją do tej pory pytania zostały rozwiązane, teraz musi tam wrócić i odnaleźć to, co zgubiła tak wiele lat temu…
Subskrybuj:
Posty (Atom)